Sunday, June 29, 2008

Not everybody know that first oil field was located in Poland (Central Europe)!

Not everybody know that first oil field was located in Poland (Central Europe)!




Not everybody know that first oil field was located in Poland (Central Europe)!

In the Podkarpacie region, 15 kilometers from Krosno and 6 kilometers from Dukla, a village of Bobrka is located. It was established by Paszko of Skotniki, in 1397. Its history, over the several hundred years, was similar to that of the other poor piedmont settlements. It was not before the middle of the 19th century that Bobrka became something extraordinary, with a special appeal to people of energy and determination. From the times immemorial, natural springs of thick black liquid were seen all over the area.
It was not before 1854 that Tytus Trzecieski, a philosopher, farmer and a miner by profession - owner of the Polanka estate - got in contact with Ignacy Lukasiewicz. He presented Lukasiewicz a sample of oil from Bobrka and was assured of its value. A company set up by both men, the first in the history of the Polish petroleum industry, started to develop the oil field. The place, nowadays, is commemorated with an obelisk. The inscription on the plaque attached to the obelisk is concise but meaningful: "To commemorate the founding of the rock oil mine in Bobrka, 1854 - I. Lukasiewicz".
According to Szczesny Morawski, the world's first oil field in Bobrka, "... awakened life hitherto unknown, and opened a little God's world that was never before, the little world of miner's toil". The wells were sunk manually, with shovel and pick. The cross-section of such hand-dug well was a square, usually 1.2 × 1.2 meters, and its walls were lined with beams. It was equipped with a winch to lower the diggers and remove the soil. Some inventive fans were used to supply the fresh air and prevent the action of toxic gases. Initially, such wells were sunk up to 15 meters, then 60 meters. One of them, named Izydor, reached astounding 150 meters. Until year 1868, Bobrka had 60 hand-dug wells - two of them Franek and Janina, still exist.
Ignacy Lukasiewicz managed the oil field in such a way that any innovation was welcome. It was not long before the spade and the pickaxe were substituted with a drill bit on rods and a free-fall drilling apparatus. It was a manually operated percussion-type drilling device, brought by Lukasiewicz from Austria. Further improvements by Henryk Walter made possible the drillings as deep as 200-250 meters and to contain the down-hole water. The production was booming. In 1870, Albert Fauck arrived to Bobrka and introduced the cable drilling. In 1872 the manual drill force was superseded by the steam engine.
However, the time had come when Lukasiewicz - the founder of the Bobrka oil field and the nearby refinery in Chorkowka (1873) - had to retire, and to hand his duties over to someone else. And again, both the way he did it and the man he chosen as his successor, tell us much about his wisdom and character. In 1879, Lukasiewicz hired a pharmacist, Adolf Jablonski, and after two-year practical experience, sent him to the United States to study geology, physics and chemistry. Jabtonski - then a high class specialist - returned home, and until his death in 1887, was busy with implementing in Bobrka his overseas know how. He also published a book Oil Drilling and Production and other papers. The premature death (1882) of Lukasiewicz was a great loss to Polish oil industry. Yet, the oil field he had created was vibrant with oilmen's activity and the country was receiving an ample stream of oil, as he had intended. Following Adolf Jablonski, eng. Zenon Suszycki took over as the director of Bobrka oil field. He introduced the Canadian drilling method and a waterproof casing to cope with water.
In 1893, the field became the property of W. H. MacGarvey and later on of the Galician-Carpathian Petroleum Society. Until the World War One, the managing directors were, consecutively, Charles Nicklas, Jozef Kwapinski, Jakub Perkins and Roman Klein. Klein is also known as the author of a valuable publication The First Rock Oil Field of Bobrka (1912).
During the World War One, Bobrka was supervised by Wtodzimierz Bukojemski and in the inter-war period the director's post was occupied by Wladyslaw Henning, Eugeniusz Parski, Stanislaw Parski, Stanislaw Bielewicz, Kazimierz Szczepanski, Jan Niesiolowski and Stanislaw Szumanski. Jan Schwarzenberg-Czerny, Marian Ptak, Leon Mercik and Zenon Lenduszko, worked as directors during World War Two, and Kazimierz Szczepanski, Jan Wegrzyn, Jozef Zuzak, Eugeniusz Kalisz, Stanislaw Kondera, Ludwik Borek and Zbigniew Nowak, during the 1945-1995 period.
Bobrka oil field is still at work, nowadays. In the fifties, the field even saw its revival; on the southern arm of the anticline new reservoirs were discovered. The total commercial reserves of the field have been estimated at 1.237 thousand ton. Since its birth, 140 years ago, the gave a total of 1.190 thousand ton. Oil production in Bobrka continues and some of the active wells date back to the times of Ignacy Lukasiewicz.

Enigmatyczny program zatopienia Stoczni Gdańskiej i sprzedaży Polskiej Żeglugi Morskiej cz.II (2008-06-26)

Enigmatyczny program zatopienia Stoczni Gdańskiej i sprzedaży Polskiej Żeglugi Morskiej cz.II (2008-06-26)Rodzaj audycji: [Rozmowy niedokończone]
Autor: Andrzej Jaworski - b.prezes Stoczni Gdańskiej, prezes Fundacji Stocznia Gdańska; Brunon Baranowski - przew. Komisji Międzyzakładowej NSZZ Solidarność; Mieczysław Folta - kpt. Żeglugi Wielkiej, przew. Rady Pracowniczej PŻM; Paweł Kowalski - przew. Komisji
Adres: http://www.radiomaryja.pl/audycje.php?id=8423
Enigmatyczny program zatopienia Stoczni Gdańskiej i sprzedaży Polskiej Żeglugi Morskiej (2008-06-26)Rodzaj audycji: [Rozmowy niedokończone]
Autor: Andrzej Jaworski - b.prezes Stoczni Gdańskiej, prezes Fundacji Stocznia Gdańska; Brunon Baranowski - przew. Komisji Międzyzakładowej NSZZ Solidarność; Mieczysław Folta - kpt. Żeglugi Wielkiej, przew. Rady Pracowniczej PŻM; Paweł Kowalski - przew. Komisji
Adres: http://www.radiomaryja.pl/audycje.php?id=8422
Donald Tusk przekazuje nieprawdziwe informacje o polskich stoczniach (2007-10-09)Rodzaj audycji: [Aktualności dnia]
Autor: Andrzej Jaworski - Prezes Stoczni Gdańskiej
Adres: http://www.radiomaryja.pl/audycje.php?id=6047
Problem w polskich stoczniach (2007-01-25)Rodzaj audycji: [Aktualności dnia]
Autor: Paweł Brzezicki - Prezes Agencji Rozwoju Przemysłu
Adres: http://www.radiomaryja.pl/audycje.php?id=4129
O co walczy Stocznia Gdynia? (2006-12-02)Rodzaj audycji: [Aktualności dnia]
Autor: Andrzej Jaworski - Prezes Stoczni Gdańskiej
Adres: http://www.radiomaryja.pl/audycje.php?id=3582
Stocznia Gdańska wytoczyła proces "Gazecie Wyborczej" (2006-10-19)Rodzaj audycji: [Aktualności dnia]
Autor: Andrzej Jaworski - Prezes Stoczni Gdańskiej
Adres: http://www.radiomaryja.pl/audycje.php?id=3170
Stocznia Gdańska została oddzielona od Gdyńskiej (2006-08-22)Rodzaj audycji: [Aktualności dnia]
Autor: Paweł Brzezicki - prezes Agencji Rozwoju Przemysłu
Adres: http://www.radiomaryja.pl/audycje.php?id=2699
Co dalej z kolebką Solidarności? Obecna sytuacja w Stoczniach: Gdańskiej i Gdyńskiej. (2006-06-21)Rodzaj audycji: [Aktualności dnia]
Autor: Andrzej Jaworski - prezes Stoczni Gdańskiej
Adres: http://www.radiomaryja.pl/audycje.php?id=2306

Nie poddaliśmy się poprawności politycznej Z bohaterami pierwszej "Solidarności" - Andrzejem Gwiazdą

Nie poddaliśmy się poprawności politycznej Z bohaterami pierwszej "Solidarności" - Andrzejem Gwiazdą





Nie poddaliśmy się poprawności politycznej
Nasz Dziennik, 2008-06-29

Z bohaterami pierwszej "Solidarności" - Andrzejem Gwiazdą, kawalerem Orderu Orła Białego, wiceprzewodniczącym Międzyzakładowego Komitetu Strajkowego, i Joanną Dudą-Gwiazdą, odznaczoną Krzyżem Wielkim Orderu Odrodzenia Polski za działalność opozycyjną, rozmawia Mariusz Bober

Już w pierwszym okresie II wojny światowej został Pan, wówczas jako 5-letni chłopiec, wywieziony z mamą do Kazachstanu.
Joanna Duda-Gwiazda: - Z mamą i z babcią.

Andrzej Gwiazda: - Trzy miesiące przed wybuchem wojny rodzice przenieśli się do Pińska. Ojciec pracował w stoczni rzecznej należącej do polskiej marynarki wojennej. Po 17 września 1939 r. walczył z bolszewikami, póki to było możliwe, potem zatopił swój "okręt", czyli barkę, na której znajdowały się warsztaty. Wraz z grupą żołnierzy pochodzących z różnych rozbitych jednostek udało się mu przebić do armii gen. Franciszka Kleeberga. Po jego kapitulacji ojciec trafił do niemieckiej niewoli, do oflagu. A dlaczego nas zesłali? Ojciec był inżynierem, mama nauczycielką, okupanci w pierwszym rzędzie wywozili inteligencję, choć razem z nami zabrali też rodzinę białoruskiego stolarza.

Trudno było przeżyć w Kazachstanie?
A.G.: - Według obecnych polskich kryteriów było to absolutnie niemożliwe. Zimą panowała temperatura od -40 do -60 st. C, w mieszkaniu często było nocą -20 st. C. W lecie na słońcu ponad 60 st. C, jajko gotowało się zasypane piaskiem. Nasz dobytek stanowiły dwa tobołki z pościelą, kosz wiklinowy z "miejskimi" ubraniami, maszyna do szycia i obraz Matki Bożej, który po drodze potłukła maszynka do mięsa. Ciężarówka z ludźmi z naszego transportu zajechała do wsi Imantau. Wysadzano rodziny na drodze, a mieszkańcy zabierali nas do domów. We wsi były dwa kołchozy, jeden im. Woroszyłowa, drugi tatarski - Aryman. Rosjanie nie wiedzieli, że Aryman to bóg zła. Przy domach można było sadzić tylko kartofle. Nawet za pojedyncze źdźbło zboża można było trafić do łagru. Zboże wyłącznie siał kołchoz. Po zbiorach oddawało się taką ilość plonów, jaka wynikała z planu. Jeśli coś zostało, dzielono między pracujących w kołchozie. Za całoroczną pracę można było dostać "nawet" 2 pudy (32 kg) zboża. Jeśli jednak zbiory były mniejsze, wszyscy musieli dopłacić. Mimo to przeżyliśmy. O głodzie nie ma sensu opowiadać. Kilka miesięcy na jednym kartoflu dziennie to coś innego niż brak kanapki na drugie śniadanie.

Jak udało się wrócić z zesłania?
A.G.: - Była tylko jedna możliwość - Związek Patriotów Polskich.

Dlaczego po II wojnie światowej Pana rodzina trafiła do Gdańska?
A.G.: - Przyjechaliśmy do Gdańska ze Śląska w 1948 roku. Ojciec skończył szkołę morską, był inżynierem, chciał pracować w swoim zawodzie.

To przeżycia z czasów zesłania miały wpływ na Pana późniejszą postawę i zaangażowanie w walkę z komunizmem? Czy z tego powodu relegowano Pana ze studiów, a później zaangażował się Pan w tworzenie "Solidarności"?
A.G.: - Relegowano mnie w 1954 r. za "demoralizujący wpływ na młodzież"...

Czym tak "demoralizował" Pan młodzież?
A.G.: - Chociażby opowiadaniem o tym, jak naprawdę jest w kołchozach... Gdy miałem 5 lat, postanowiłem, że odpłacę bolszewikom za zesłanie. Jednak większość zesłańców zareagowała całkiem inaczej, nawet po powrocie do Polski bali się przyznać do zsyłki i bledli ze strachu, słysząc polityczny "kawał". A co dopiero angażować się w działalność opozycyjną!

J.D.-G.: - U jednych zesłanie wywoływało chęć zemsty, walki z komunizmem, u innych nieustanny strach, czego właśnie oczekiwali komuniści.

W jaki sposób usiłował Pan "obalić siłą ustrój socjalistyczny", o co oskarżył Pana w stanie wojennym reżim PRL?
A.G.: - Uważałem, że niepodległość można wywalczyć tylko zbrojnie. Szkoliłem się do tej walki. Świetnie strzelałem, studiowałem podręczniki saperskie, miałem zmagazynowane 160 kg trotylu. Zrezygnowałem po ostatecznym przegraniu etapu walki zbrojnej przez polską partyzantkę. Odtąd pozostawało nam jedynie tak obrzydzić okupantowi życie, by się nas wyrzekł. Obrzydzałem powielaczem w Wolnych Związkach Zawodowych.

Jak to wyglądało w praktyce?
A.G.: - Najpierw był 1956 rok. Byłem w wojsku. Wróciliśmy z poligonu w październiku i dotarło do nas, że Gomułka postawił się Moskwie. Wszyscy bali się interwencji sowieckiej. Utworzyliśmy tajną Radę Pułku złożoną wyłącznie z szeregowców i przejęliśmy dowództwo. Oficerowie mogli wejść do jednostki tylko za zgodą Rady. Poprzez radiostacje polowe i telefony mieliśmy łączność z całym wojskiem. W razie interwencji zamierzaliśmy bronić Gomułki, czyli Polski. Działa przeciwlotnicze to najgroźniejsza broń na czołgi.

Jeszcze przed uzyskaniem niepodległości, a także w pierwszych latach III RP wiele osób zastanawiało się, jak zachowałoby się wojsko w takiej sytuacji, także później, już podczas stanu wojennego...
A.G.: - Myślę, że gdyby jedna jednostka ruszyła bronić Polski, mogłoby się zdarzyć, że doszłoby nawet do powszechnego buntu w wojsku.
J.D.-G.: - Po zwolnieniu z obozu internowania zapytałam jednego żołnierza, czy wojsko mogło przejść na stronę "Solidarności". Odpowiedział, że żołnierz nie może zdezerterować, może natomiast przejść na drugą stronę. A takiej walczącej strony nie było.

Z Państwa biografii jasno wynika jednak, że nie walczyli Państwo tylko powielaczem.
A.G.: - Rzeczywiście. W marcu 1968 r. pracowałem na Politechnice, więc włączyłem się w sposób naturalny, ponieważ studenci przychodzili do mnie i prosili o różne rady. Później, w grudniu 1970 r. uczestniczyłem w paleniu KW PZPR. Stocznie zareagowały strajkami i manifestacjami na decyzję władz o podwyżkach cen na podstawowe artykuły. Jednak bezpośrednim powodem spalenia Komitetu było aresztowanie delegacji strajkujących, która poszła na rozmowy. Następnego dnia stoczniowcy wyszli ze stoczni, aby odbić kolegów. Pod Komitetem, gdy milicja nie mogła sobie z nami poradzić, wezwała na pomoc piechotę morską, szkoloną w tłumieniu demonstracji. Jest to również przyczynek do rozważań o nastawieniu wojska. Otóż żołnierze uformowali klin z zamiarem przebicia się przez oblegających Komitet. Za nimi ustawili się milicjanci, by rozbić tłum. Wskoczyłem wtedy na mur, gdzie dziś znajduje się knajpka, i zacząłem krzyczeć: "Przepuścić wojsko, wojsko z nami!". Porucznik uśmiechnął się i rozkazał: "Naprzód!". Ludzie rozstąpili się, żołnierze przebiegli pustą przestrzeń i za nimi tłum szybko się złączył. Piechota rozeszła się, a milicja znalazła się w potrzasku. Podsumowując - myślę, że trudno przewidzieć, jak zachowałoby się wojsko, ponieważ przykład, który podałem, pokazał, że wystarczył drobny incydent, by zmienić bieg wydarzeń.

J.D.-G.: Ważne jest też, aby mówiąc o strajkach robotniczych, nie traktować ich wyłącznie w kategoriach żądań płacowych czy socjalnych, że - jak to określał Leszek Moczulski - chodziło tylko o kiełbasę. Pierwszym gestem po zdobyciu KW PZPR było zatknięcie na nim biało-czerwonej flagi.

A.G.: - Pamiętam zapłakanego starszego robotnika. Uśmiechnąłem się do niego, a on powiedział wzruszony, spoglądając na palący się budynek KW PZPR: "Panie, nie myślałem, że dożyję tej chwili, że zobaczę, jak pali się ten Reichstag".

Ale to niestety nie był koniec wydarzeń?
A.G.: - Niestety nie. Ludzie zaczęli się już rozchodzić, gdy nagle usłyszeliśmy warkot silników. Od strony Gdańska Wrzeszcza jechała kolumna czołgów. Wpadłem we wściekłość. Zawróciłem odruchowo i zacząłem iść z powrotem pod Komitet. Za chwilę pomyślałem: "Gwiazda, ty idioto, chcesz iść z gołymi rękami na czołgi?", i rozejrzałem się wokół. Niemal wesoły jeszcze kilka minut wcześniej tłum szedł z zaciśniętymi pięściami z powrotem pod budynek KW PZPR. Wówczas zdobyliśmy sześć czołgów.

W jaki sposób?
A.G.: - Wystarczy na małą chwilę zatrzymać czołg, by wrzucić np. kilka płyt chodnikowych między gąsienice i koła. Czołg, dając wstecz i wprzód, zmiażdży płyty, ale jeśli szybciej wkłada się nowe, zostanie unieruchomiony. Włożenie grubej stalowej rury między dwie gąsienice załatwia czołg od razu. Wlanie 1-2 litrów benzyny we wloty powietrza do silnika powoduje pożar i załoga musi uciekać. Było to możliwe, gdyż żołnierze nie mieli zamiaru nas mordować. Ich sympatie były po naszej stronie i woleli stracić czołg, niż kogoś zmiażdżyć gąsienicami.

Zaangażowali się Państwo również we wsparcie dla tworzących się w latach 70. organizacji opozycyjnych?
A.G.: - W 1976 r. zaczął działać Komitet Obrony Robotników, inicjując działanie jawnej opozycji. Czerwoni zaczęli rozpowszechniać propagandę, że KOR jest wąską izolowaną grupą, niemającą poparcia społecznego. Wówczas KOR zaapelował o poparcie. Zareagowaliśmy na to, pisząc list do Sejmu, w którym stwierdziliśmy, że dla nas, uczestników wydarzeń z grudnia 1970 r., nie ma wątpliwości, że racja jest po stronie KOR, a nie władz. W odpowiedzi zakazano nam opuszczania kraju i przydzielono "obstawę". Włączyliśmy się oboje w działalność opozycji, a 1 maja 1978 r. założyliśmy Wolne Związki Zawodowe Wybrzeża.

Trzy lata temu podpisali się Państwo pod listem do Parlamentu Europejskiego, w którym znalazło się stwierdzenie, że gen. Wojciech Jaruzelski wprowadził stan wojenny, bo reżimowi nie udało się zniszczyć demokracji w "Solidarności". Czy rzeczywiście to było tak groźne dla władz PRL?
A.G.: - Jedynie ta demokracja była zagrożeniem dla władz. Teraz już wiemy, że kierownictwo mieli w zasadzie kupione...

To znaczy?
A.G.: - Przynajmniej znaczną część kierownictwa, choć wielu ludzi nie dostrzegało działań kierownictwa zmierzających do zmiękczenia i zniszczenia "Solidarności", i to pod hasłem jedności. Naczelną zasadą Międzyzakładowego Komitetu Strajkowego było, że im ważniejszą decyzję trzeba podjąć, tym niższe szczeble były w to angażowane. W najważniejszych sprawach decydowało referendum.

W swoich artykułach radykalnie przeciwstawiają Państwo pierwszą i drugą "Solidarność". W liście do amerykańskiej Fundacji Pamięci Ofiar Komunizmu, od której nie przyjął Pan Medalu Wolności, napisał Pan, że "Pierwsza 'Solidarność' przegrała. Druga 'Solidarność' zawiodła zaufanie członków". To druzgocące podsumowanie tzw. przemian ustrojowych w Polsce, którymi do tej pory szczyci się większość dotychczasowych przywódców, także tych utożsamianych z ruchem solidarnościowym...
A.G.: - Generał Czesław Kiszczak podzielił opozycję na "konstruktywną" i "niekonstruktywną". Ta "konstruktywna" napiła się z nim wódki w Magdalence i zawarła umowę. Druga "Solidarność" złamała wszystkie zasady pierwszej. Trudno więc mówić o jakiejkolwiek ciągłości między pierwszą a drugą. Nie było jej też w sensie prawnym. Ponadto w latach 1989-1992 we wszystkich konfliktach między załogą a pracodawcą druga "Solidarność" zawsze stawała po stronie pracodawcy, a więc nie była związkiem zawodowym.

J.D.-G.: Złamała też podstawową zasadę, że związek zawodowy nie może być zależny od rządu i partii politycznych. Jeśli zaś związek tworzy rząd...

A.G.: - ...to uzależnia się bardziej niż w jakikolwiek inny sposób.

Przykład Akcji Wyborczej "Solidarność"...
A.G.: - ...pokazał już, że działanie w związku nie pozwalało na tworzenie rządu. Przypominam sobie znamienną rozmowę Jacka Kuronia ze swoimi zaufanymi ludźmi, którą przypadkowo usłyszałem podczas internowania. Mówił wtedy: "Z rewolucją jest tak jak ze stadem mustangów, którym nie da się kierować. Trzeba wskoczyć na pierwszego, mocno trzymać się grzywy, i dać się nieść, a jak pęd osłabnie, powoli, powoli skręcać...".

W oczekiwaną przez "jeźdźca" stronę...
A.G.: - Tak. A druga rzecz to podkreślenie, że wygra ten, kto przejmie nazwę "Solidarność". Charakterystyczne było też powiedzenie Karola Modzelewskiego, że po 1989 r. związek przyjął niewdzięczną rolę bufora między władzą a społeczeństwem.

Ale po upadku PRL naturalne było chyba, że "Solidarność" miała do spełnienia nowe zadania, bo cel główny - obalenie komunizmu, jak się wówczas wydawało - został osiągnięty.
A.G.: - Zadanie "Solidarności" było takie samo. Gdyby związek pozostał wierny swoim zasadom, mielibyśmy dziś zupełnie inną sytuację. To Irlandczycy jeździliby do Polski do pracy, a nie odwrotnie.

Właśnie, szybko się okazało, że wielu działaczy "Solidarności" miało zupełnie inne wizje wolnej Polski. A Państwo jaką mieli?
J.D.-G.: - W 1989 r. Polska miała olbrzymi potencjał: bogactwa naturalne, żyzne ziemie, rolnictwo wytwarzające zdrową żywność itd. Przemysł też był na wysokim poziomie, tylko nie pracował na potrzeby kraju. Brakowało nam pewnego szlifu: reklam, kolorowych opakowań itp. Budowane w Polsce statki były najwyższej światowej klasy. Po Okrągłym Stole budowano fasadę polityczną, nie zajmując się dostosowaniem prawa do nowej sytuacji w gospodarce. Ciągłość prawna z PRL spowodowała, że np. do dziś obowiązuje prawo o nacjonalizacji. W gospodarce przyjęto zasadę: zniszczyć ją całkowicie, bo była socjalistyczna, i zbudować od zera nową, kapitalistyczną. To był oczywisty absurd, bo przecież maszyny, inżynierowie czy fabryki nie były ani komunistyczne, ani kapitalistyczne, tylko dobre albo złe. W efekcie straciliśmy własność gospodarki. To było drugie wywłaszczenie, i to jeszcze bardziej drastyczne niż to po wojnie. W III RP uznano, że majątek narodowy jest niczyj. Decydowali o nim urzędnicy, nie tłumacząc się przed nikim. Na pytania odpowiadali: tajemnica handlowa. W ten sposób pozbawiono Naród własności.

A.G.: - Przed 1989 r. ekonomiści kanadyjscy i amerykańscy klasyfikowali Polskę na 9.-10. miejscu wśród potęg gospodarczych świata. Teraz jest to pozycja między 47. a 56. To jest obiektywny wskaźnik tego, czym była szokowa transformacja ustrojowa.
W polityce można bez szkody natychmiast zrobić zwrot o 180 stopni. Gospodarka jest tworem materialnym. Przypomina pędzący pojazd. Zbyt gwałtowny zakręt powoduje wykolejenie i roztrzaskanie poza torem. To właśnie nastąpiło i przekonany jestem, że było to działanie celowe.

J.D.-G.: - Wyobrażaliśmy sobie, że najważniejszą zmianą w wolnej Polsce będzie dopuszczenie prywatnej inicjatywy. We wszystkich znanych mi przypadkach prywatne biznesy startujące poza układem upadły. Gdy załogi próbowały przejmować swoje miejsca pracy, były one blokowane ze względów ideologicznych. Zielone światło miała tylko nomenklatura z częścią koncesjonowanej opozycji. Na przykład dyrektorzy państwowych przedsiębiorstw zakładali spółki, które kupowały całą produkcję swojej firmy i bogaciły się, dopóki przedsiębiorstwo nie zbankrutowało. Spółki przejmowały zlecenia i wykonywały je na państwowym sprzęcie, w godzinach pracy, bez żadnych kosztów. Z taką "konkurencją" Centrum Techniki Okrętowej, w którym pracowałam, nie mogło wygrać żadnego przetargu. Elmor, gdzie mąż pracował, też z tego powodu miał poważne problemy z utrzymaniem się na rynku.

Wróćmy jeszcze na chwilę do porównania ze stadem mustangów. Dlaczego akurat tamtej stronie udało się skierować bieg wypadków w kierunku oczekiwanym przez nich?
A.G.: - W Instytucie Gaucka [niemiecki odpowiednik IPN - red.] znajduje się stenogram ze spotkania szefów MSW państw Układu Warszawskiego. W swoim referacie gen. Czesław Kiszczak oświadczył, że jedynym celem wprowadzenia w Polsce stanu wojennego była zmiana kierownictwa "Solidarności". To by wszystko wyjaśniało. W czasach "Solidarności" koledzy pokazali mi na Śląsku całe ulice opuszczonych willi w budowie, bo ich właściciele bali się odpowiedzialności. Pierwsza "Solidarność" nie pozwoliłaby na to, by komuniści stali się właścicielami zarządzanego dotąd majątku narodowego. Niemożliwa byłaby też wyprzedaż tego majątku i bezrobocie, jakie mieliśmy. Niektóre zakłady okazałyby się nieopłacalne, ale inne by się rozwijały. Zostawienie ludzi na bruku bez żadnego ratunku byłoby nie do pomyślenia. "Solidarność", ta pierwsza, wykluczała wprowadzenie dzikiego kapitalizmu, z jakim mieliśmy do czynienia.
J.D.-G.: - Większość firm, uważanych za wzór sukcesu prywatnego biznesu, wyrosła na państwowych zleceniach. Tak np. powstało imperium Ryszarda Krauzego. Inne zawdzięczają swoje istnienie przewłaszczeniu majątku narodowego. A niemal wszystkie działały w sieci powiązań polityczno-biznesowych.

We wspomnianym wcześniej liście do amerykańskiej fundacji napisał Pan również, że chce "pozostać wśród tych, którzy wierzą, że lepszy świat jest możliwy, tak jak wierzyliśmy 25 lat temu". Jak daleko współczesnej Polsce do tego lepszego świata? Co napawa Państwa nadzieją, że on kiedyś nastanie?
A.G.: - Nadzieją napawa nas to, że kiedyś Duch Święty odda Polakom rozum, który stracili 20 lat temu.

J.D.-G.: - Polacy zostali ciężko doświadczeni w ostatnich latach, ponieważ elity zdradziły. To była tak duża manipulacja, że trudno się ludziom dziwić, że stracili rozeznanie. Jednak już w czasie pierwszej "Solidarności" ludzie naprawiali Polskę, nie oglądając się na władze. Potem próbowali pod koniec lat 80. Zostało to w dużej mierze zablokowane przez odgórne ideologiczne działania. Zmiany były narzucane z zewnątrz, m.in. przez Jeffreya Sachsa. W Polsce było społeczeństwo obywatelskie i zmiany mogły przebiegać inaczej. Ale już dziś wiadomo, jak i dlaczego tak się stało, i ta wiedza przebija się do opinii publicznej. Dużą szansę widzę w młodym pokoleniu, które bez uprzedzeń podchodzi do historii i do teorii ekonomicznych. Widać to choćby na przykładzie młodych historyków czy dziennikarzy, którzy nie mają "zakodowanych" oporów przed podejmowaniem tematów tabu, nie poddają się poprawności politycznej. Choć strasznie wyszliśmy na tzw. transformacji, to doświadczenia "Solidarności" zostały i można z nich wciąż skorzystać.
A.G.: - Nadzieją jest też potencjał naszego Narodu. Po zaborach w 20 lat dociągnęliśmy do europejskiej czołówki. W PRL mimo rządów komunistów zbudowaliśmy silny przemysł. Blisko 20 lat tzw. transformacji doprowadziło do katastrofy gospodarki. Ale mamy doświadczenie w wychodzeniu z trudnych sytuacji, a świadomość, że trzeba zacząć odbudowę kraju, jest już powszechna. Tym razem mamy jednak, niestety, poważną przeszkodę w postaci Unii Europejskiej. W II Rzeczypospolitej wszystkie poważne inwestycje były organizowane przez rząd. Natomiast przepisy unijne nie pozwalają na włączenie się społeczeństwa w odbudowę gospodarki, bowiem ogólnospołeczne inicjatywy organizuje rząd, a rządowi nie wolno ingerować w gospodarkę. Ze statystyk wynika, że ok. 70 procent społeczeństwa żyje poniżej minimum socjalnego, 19 procent poniżej minimum biologicznego. Nędzarze nie mogą inaczej niż wspólnie odbudować gospodarki. To zaś jest ograniczone przepisami, które z własnej woli przyjęliśmy.

Od początku razem byli Państwo zaangażowani w działalność opozycyjną. Odbiło się to trochę na życiu rodzinnym?
J.D.-G.: - Oboje byliśmy zaangażowani, więc nie mieliśmy tego problemu, że jedno z małżonków zaniedbuje dom, a drugie ma o to pretensje. Jednak było to też katastrofalne dla nas, ponieważ nie miał kto zadbać o całkiem podstawowe sprawy, jak np. regularne posiłki.

A.G.: - W "Solidarności" bywało, że gdy jeździłem po Polsce, widywaliśmy się trzy dni w miesiącu.

J.D.-G.: - Ale dłuższą rozłąkę przeżyliśmy w stanie wojennym. Po aresztowaniu męża przez wiele miesięcy nie mieliśmy nawet widzeń, bo "próba obalenia ustroju siłą" była zbrodnią zagrożoną karą śmierci. Z powodu działalności opozycyjnej zaniedbaliśmy naszych rodziców i rodzeństwo. Mamy z tego powodu wyrzuty sumienia. Uważaliśmy jednak, że potrzebna była wtedy maksymalna mobilizacja. Trwała ona do rozmów przy Okrągłym Stole, a nawet dłużej, bo myśleliśmy wówczas, że coś jeszcze można zmienić, choćby sposób prywatyzacji. Były dobre pomysły, np. świetnego ekonomisty Rafała Krawczyka, prezesa warszawskiego oddziału Polskiego Towarzystwa Ekonomicznego.

A.G.: - Było sześć alternatywnych projektów gospodarczych polskich ekonomistów i trzy zachodnie.

Wszystkie zostały odrzucone?
J.D.-G.: - W ogóle nie były brane pod uwagę.

A.G.: - W dodatku zostały utajnione. Dowiedzieliśmy się o nich z "przecieków".

Jednak także po 1990 r. próbowali Państwo jeszcze działać?
J.D.-G.: - Zaangażowaliśmy się w obronę naszych zakładów pracy.

A.G.: - Przede wszystkim trzeba było zlikwidować spółki pasożytujące na firmach, w których pracowaliśmy. W Elmorze z tego powodu odeszli pracownicy kilku wydziałów, ale to było lepsze dla firmy niż tolerowanie raka, który z czasem rozłożyłby ją. Zatrudnienie spadło z 2400 osób do 70, ale firma przetrwała, podobnie zresztą jak firma żony.

J.D.-G.: - Jednak teraz pracuje ona już na potrzeby np. firm azjatyckich, ponieważ polski przemysł stoczniowy został praktycznie zniszczony. Mówi się o grubej kresce w polityce, ale prawdziwą katastrofą była gruba kreska w gospodarce. Uznano, iż dyrektorzy z epoki PRL mogą dalej zarządzać firmami. Gdy zaczęły obowiązywać zasady ekonomiczne wolnego rynku, ci ludzie stali się właściwie szkodnikami. Gdy w mojej firmie zmieniliśmy dyrektora i kierowników działów, przedsiębiorstwo zaczęło dobrze funkcjonować. Niestety, potrzeby takich zmian nie rozumiały ani ugrupowania prawicowe, ani działacze związkowi.

A były szanse, aby wówczas jeszcze państwowe firmy mogły zacząć sprawnie funkcjonować?
J.D.-G.: - Wówczas były na to szanse.
A.G.: - Właścicielem przedsiębiorstwa państwowego jest Naród, a zarządem wyznaczeni urzędnicy. A przecież zarówno w dużych korporacjach, jak i w zwykłych spółkach akcyjnych właścicielem jest rzesza drobnych akcjonariuszy, którzy zarządzanie powierzają wyznaczonym urzędnikom. General Motors SA miał 28 milionów właścicieli akcjonariuszy i był bardzo sprawny. Dlaczego polska firma państwowa, mając 28 milionów właścicieli z prawem głosu, miałaby być mniej sprawna? Jednak Leszek Balcerowicz zakładał, że realizacja jego planu doprowadzi w ciągu trzech miesięcy do całkowitego załamania gospodarczego, a wtedy zostanie przeprowadzona prywatyzacja. Wówczas załogi wielu firm pracowały bez wynagrodzeń przez miesiące, aby ratować zakład. Tu rodzi się pytanie: dlaczego wszystkie firmy przeżywały wówczas problemy? W systemie komunistycznym zakłady 1 stycznia dostawały plan produkcji oraz finanse na wykonanie planu. 31 grudnia plan musiał być wykonany, a kasa zakładu była zerowana (nie można było zaoszczędzić pieniędzy na następny rok). Tak było do końca 1989 roku. Gdy od 1 stycznia 1990 wprowadzono samodzielność i samorządność, do wyzerowanych przez państwo kas przedsiębiorstw nie wpłynął nawet cent. Samorządne już teraz zakłady nie miały środków na zakup materiałów, a nawet na styczniowe wypłaty. Musiały na nie zaciągać kredyty. Wtedy Balcerowicz wprowadził hiperinflację. Plan ten opisała już 28.08.1989 r. "Gazeta Bankowa", a jesienią ten scenariusz zrealizował rząd Tadeusza Mazowieckiego. Było to narzędzie celowego zniszczenia polskiej gospodarki i niedopuszczenia społeczeństwa do udziału w korzyściach płynących z przemian. Kiedy wszystkie oszczędności, które Polacy mieli z czasów komunizmu, "zjadła" hiperinflacja, padły słowa: "Bierzcie sprawy w swoje ręce". Tyle że te ręce były wtedy już puste... Procesy te doprowadziły do wzajemnego zadłużania się przedsiębiorstw.

Oddłużanie firm nie pomogło?
A.G.: - Oddłużenie polegało na sądowym wyroku, że dłużnik nie musi spłacić wierzycielom ich należności. Był to więc sądowy rozbój. Pierwsza "oddłużyła się" Stocznia Szczecińska, dzięki politycznym powiązaniom. Pewnego dnia dowiedzieliśmy się, że za urządzenia, do których kupiliśmy materiały i podzespoły, kilkadziesiąt ton miedzi i przepracowaliśmy kilkaset tysięcy godzin, nie dostaniemy ani grosza. W jednej chwili z bogatego zakładu z kilkudziesięciomiliardową nadwyżką finansową staliśmy się bankrutem.
Przedsiębiorstwa dobiło żądanie przez państwo wypłaty dywidendy, która wyniosła w praktyce ponad 50 procent wartości majątku trwałego. W tym czasie dobra kopalnia złota miała rentowność 30 procent, a diamentów - ponad 40 procent.

J.D.-G.: - Firmy "dorzynał" też podatek od wynagrodzeń nazywany popiwkiem. Sprawiał on, że w sytuacji galopującej inflacji firmy nie mogły podnosić pensji pracowników, chyba że dokonywały zwolnień. Zwolnienia ograniczały produkcję i łamały solidarność pracowników.

Powiedziała Pani, że elity zdradziły. To jedna z przyczyn obecnych problemów Polski? Nie da się przecież rządzić krajem bez przywódców.
J.D.-G.: - Uważaliśmy zawsze, że trzeba opierać się na zwykłych ludziach. Wynikało to także ze statystyki - przecież w Polsce było mniej niż 1 procent agentów. W elitach niestety po tylu latach działalności SB "stężenie" agentów jest dużo większe. Od lat 50. SB działała przede wszystkim jako organizacja promująca agentów oraz inspirująca pewne działania. W ten sposób mają swoich pisarzy, dziennikarzy itp. Dlatego próba budowania dużej formacji politycznej wyłącznie w oparciu na elitach, na co zdecydowało się PiS, była bardzo trudna.

Państwa też zniechęciło to do działalności politycznej?
A.G.: - Po 1990 r., gdy zwątpiliśmy już, że Naród zmieni jakoś tzw. transformację ustrojową i system, jaki nam narzucano, wróciliśmy w góry. Zaczęliśmy jeździć na długie wycieczki, na co wcześniej nie było czasu.

Poznali się Państwo właśnie w górach?
J.D.-G.: - Nie, poznaliśmy się na studiach na Politechnice Gdańskiej.

Wtedy zaczęły się wspólne wyprawy górskie?
A.G.: - Zaczynaliśmy od polskich gór. Później, gdy pozwolono na wyjazdy do krajów demokracji ludowej, byliśmy w Pirinie, Rile i Rodopach (Bułgaria), w rumuńskich Karpatach, słowackich Tatrach. W 1975 r. udało nam się pierwszy raz wyjechać na Zachód, do Hiszpanii. Dano nam paszport chyba tylko dlatego, że SB myślała, że już nie wrócimy. W 1988 r. kilka dni byliśmy w Górach Skalistych, w 1991 już miesiąc w Norwegii, potem Pireneje, Alpy. W ciągu trzech urlopów przeszliśmy szlak od Zatoki Biskajskiej do Morza Śródziemnego. W Hiszpanii i we Francji trafiliśmy na ślady kamiennych dróg rzymskich, a w Norwegii na szlak Normanów i kopce sprzed tysiąca lat.

Podążali Państwo śladami historii Europy?
J.D.-G.: - W górach często znajduje się ślady najstarszych cywilizacji.

Dlaczego zafascynowały Państwa akurat góry?
A.G.: - Mallory, znany himalaista brytyjski, na pytanie, czemu chodzi po górach, odpowiedział: "Bo są". Trudno mi dać inną odpowiedź.

J.D.-G.: - Zaletą chodzenia po górach jest to, że możemy to robić razem. Nie musimy pytać o zgodę, z nikim uzgadniać. Bierzemy namiot i jedzenie na miesiąc i jesteśmy niezależni.

Skąd zaangażowanie w ochronę przyrody i walkę z organizmami modyfikowanymi genetycznie u absolwentów Politechniki Gdańskiej?
A.G.: - GMO to jest sprzeczna z naturą zabawa życiem. Zabawa bardzo niebezpieczna, a jej skutki mogą być absolutnie nieodwracalne. Jeśli zrobi się złą maszynę, można ją wyłączyć. Ale jeśli zrobi się złą roślinę lub rybę i wpuści do środowiska, już nie można jej wyłączyć, będzie żyć i się rozmnażać. A skutki tego mogą być nieobliczalne i niemożliwe do przewidzenia. Przecież nie są właściwie badane skutki wprowadzania GMO. Główne badania zlecały bowiem koncerny biotechnologiczne. Jeden z brytyjskich instytutów przeprowadził badania wskazujące na negatywne skutki stosowania GMO. Wówczas dostał od amerykańskiego koncernu 140 tys. USD dotacji, a wkrótce potem dyrekcja uznała wcześniejsze badania za nierzetelne i wyrzuciła naukowca, który je przeprowadzał.

J.D.-G.: - Jeden z naukowców norweskich ocenił, że tylko 5 procent jego kolegów na świecie prowadzi niezależne badania w tej dziedzinie...

A.G.: - Ale tacy nie dostają na badania pieniędzy. Sytuacja jest kuriozalna. Po co stawiać na superwydajne mutacje, skoro administracyjnie ogranicza się produkcję mleka, cukru, zbóż itd.? Chyba tylko po to, by drobnych rolników puścić z torbami, a wielkie pieniądze zapewnić międzynarodowym koncernom.

Dziękuję za rozmowę.

Wednesday, June 25, 2008

Piotr Rubik - The Right to Love from Poland

Piotr Rubik - The Right to Love from Poland


Hee needs to Play
in The John F. Kennedy Center for the Performing Arts The John F. Kennedy Center for the Performing Arts 2700 F Street, NW Washington, DC 20566

Tuesday, June 24, 2008

Lakshmi Mittal takes over Poland's biggest steel plant.

Lakshmi Mittal takes over Poland's biggest steel plant.





Lakshmi Mittal, the richest Indian in the UK, appears to be firmly on his way to becoming number one among the steel makers in the world. His LNM Group has struck an agreement to buy Poland's biggest steelworks in a deal worth over £630 million. He had bought two years ago Sidex, the biggest steel plant in Rumania.

Sources said that the Group has brokered an agreement with the Polish Government to buy Polskie Huty Stali (PHS), that produces 70 per cent of the country's steel from its four mills, but must still agree social package deal with unions that represent the steel maker's 16,000 workers.

LNM Group was chosen as preferred bidder for PHS over United States Steel. With the latest acquisition, LNM will be able to double its output of steel in Eastern Europe to around 15 million tonnes. The deal was agreed with the European Union, which Poland is slated to join next year, to enable PHS to compete with more efficient western rival plants.

The Polish plant will also benefit from £480 million state aid to revamp its operations.

Sunday, June 22, 2008

Potential Investors for Polish Yards

Klania sie Lech Bajan z Washington DC USA

Moja uwaga jesli chodzi o pomoc spoleczna
TO bylo tylko okolo 30 do Maximum 40 milionow zlotych.


Po dzisiejszej wymianie wolnego rynku to tylko $18.5 milionow dolarow


Live rates at 2008.06.22 15:41:49 UTC
40,000,000.00 PLN = 18,543,414.77 USD
Poland Zlotych United States Dollars
1 PLN = 0.463585 USD 1 USD = 2.15710 PLN


Ta dzisiejsza burza spowodowana przez Platforme Obywatelska i Unie Europejska
to sprawdzona metoda obnizenia wartosci POLSKICH STOCZNI.

Tak "SPRZEDAC I JESZCZE DAC IM NA ZAKASKE" to slowa Andzrzeja Lepera.

Jaki on tam nie byl ale powiedzial swieta prawde. Jak to dziala.

Mozna byloby zrobit inaczej.

Popatrzmy na potencjalne mozliwosci rozwoju przemyslu Polskich Stoczni w powiazaniu z polskim przemyslem hutniczym, zbrojeniowym I budownictwem.

1. Jest teraz na swiecie najlepsza koniunktura na zamowienia przemyslu stocznopwego! To jest niezaprzeczalna prawda.

Sytuacja geopolityczno - ekonomiczna i zapotrzebowanie krajow jak Emiraty Arabskie Dubai, Chiny Indie, Stany Zjednoczone.

W samych tylko Emiratach jest 60% wszystkich dzwigow do budownictwa na swiecie. Trzeba czeka mozliwosci exportu sa nieograniczone.

Mozliwosci producji kontenerow, dzwigow ( w chwili obecnej potrzeba czekac jeden rok na wynajem dzwigu ) to jest nicza w powiazaniu z producja i remontem statkow.



2. Mozliwosci napraw i remontow statkow NATO i floty Stanow Zjednoczonych. Tak jestesmy w Iraku, Afganistanie, Kosowo, Wzgorza Golan, w Africe a co mamy z tego jesli obecny rzad nie pyta
Prosimy o kontrakty! Dobre kontrakry- nie te kiedy pod presja polytyczna SLD stocznie polskie podpisaly kontrakty calkowicie skazane na straty. Tylko pytanie czy to bylo celowe
Zeby zadac ten finalny strzal w piers naszych polskich stoczni?
Nasi politycy jak Sikorski i Tusk nigdy o to nie zabiegaja o dobre kontrakty, ktore mozna dostac.

3.Mozliwosci producji kontenerow, dzwigow ( w chwili obecnej potrzeba czekac jeden rok na wynajem dzwigu )

4. Kazdy nowy kontract trzeba sprawdzac pod wzledem ekonomicznym a nie politycznym.
Notowac kazdego polityka wywierajacego jakakolwiej presje polityczna.


Potential Investors for Polish Yards
19 June 2008, 11:14 / SeaNews / Rating: 52
Two companies have expressed their interest
Two foreign investors have declared interest in buying two Polish shipyards. According to Fairplay, the Norwegian shipyard Ulstein Verft AS wants to purchase the "Nowa" Shipyard in Szczecin, and the company ETA Ascom Star from Dubai, is interested in buying the Gdynia Shipyard. The Norwegians said that soon a letter of intent regarding the transaction should be expected.
By June 26, the Polish government has to present before the EC a plan for the restructuring of Gdansk Shipyard and privatisation of the shipyards in Gdynia and Szczecin. Should they fail to do so, each shipyard may lose €500M ($775M) received in state aid since Poland's accession to the EU in May 2004.
But Jacek Kantor, who heads the union at Stocznia Szczecinska Nowa [New Szczecin Shipyard] told Fairplay that Ulstein Verft AS was "not in the first place" in the ranking of potential investors. He also said that his union would prefer a "domestic" investor for the company.
And Krzysztof Piotrowski, former CEO of Stocznia Szczecinska Porta Holding [which used to run the yard] said that he "wouldn't bet" on Ulstein Verft coming to an agreement with the Polish treasury before June 26th. "This company has been interested in Stocznia Szczecinska for about ten years but it never came to anything," he said, adding that the shipyard's ambigious legal situation would continue to hamper the yard's privatisation.

Protesty stoczniowców

Protesty stoczniowców
(2008-06-02)
Rozmowy niedokończone
słuchajzapisz

Saturday, June 21, 2008

Chantier Naval Stocznia, Gdansk, Stocznia Shipyard

Chantier Naval Stocznia, Gdansk, Stocznia Shipyard

To co Moskwa nie zdążyła...Bruksela dokończy?

Friday, June 20, 2008

MORSKA SZTUKA WOJENNA DOMINIUM MARIS BALTICI A NARODZINY dostep DO MORZA NASZEGO BALTYKU

MORSKA SZTUKA WOJENNA DOMINIUM MARIS BALTICI A NARODZINY dostep DO MORZA NASZEGO BALTYKU


MORSKA SZTUKA WOJENNA DOMINIUM MARIS BALTICI A NARODZINY POLSKIEJ
MORSKIEJ MYŚLI WOJSKOWEJ
Bolesław Krzywousty
Mlodszy syn Wladyslawa Hermana i jego drugiej zony Judyty, ksiezniczki czeskiej urodzil sie w r. 1086. Pierwsza jego zona byla Zbyslawa, corka ksiecia kijowskiego Swietopelka II. Po jej smierci pojal Salomee, corke hrabiego Bergu. Przejawial duze talenty polityczne i wojskowe. Boleslaw za zycia ojca byl wladca dzielnicy slasko-malopolskiej. Po jego smierci podlegal poczatkowo starszemu bratu Zbigniewowi w latach 1102-1106. Boleslaw powodowany ambicja, jak tez checia zjednoczenia panstwa wszczal walki ze Zbigniewem uzyskujac rychlo przewage. Obawiajac sie Zbigniewa, kazal go oslepic. Nawet uwielbiejacy Boleslawa Krzywoustego Gall Anonim nazwal to "zbrodnia i grzechem". Cesarz niemiecki Henryk V wykorzystal ten czyn jako pretekst do najazdu na Polske. Najazd Niemcow zjednoczyl spoleczenstwo wokol Boleslawa, jako obroncy niezaleznosci panstwa. Cesarz nie zdolal zdobyc ani bohatersko broniacego sie Glogowa ani Wroclawia. Kleska na Psim Polu zmusila go do odwrotu. Dzielem Boleslawa Krzywoustego bylo takze odzyskanie Pomorza. Po kilkuletnich zaciekle prowadzonych walkach Polska uzyskala dostep do morza od wyspy Rugii na zachodzie do ujscia Wisly. Obok wielu sukcesow doznawal jednak Boleslaw Krzywousty niepowodzen. Bunt wojewody Skarbimierza w r. 1117 i pozniejsza niepomyslna wojna z Wegrami w r. 1132 nie dozwolily mu ukoronowac sie na krola. W r. 1135 musial nadto zlozyc cesarzowi Lotarowi w Merseburgu hold z Rugii i Pomorza. Najwieksza jednak kleska Krzywoustego byl fakt, ze walczac cale zycie o zjednoczenie Polski i jej calkowita niezaleznosc polityczna, musial przed smiercia w r. 1138 zrezygnowac z tych idei, ulegajac coraz silnieiszym dazeniom odsrodkowym. Wbrew wlasnemu przekonaniu podzielil kraj pomiedzy synow. Najstarszy Wladyslaw otrzymal Slask, Boleslaw Kedzierzawy Mazowsze i Kujawy, Mieszko Stary Wielkopolske, a Salomea, przy ktorej pozostawali nieletni Henryk i Kazimierz, dostala dzielnice leczycka. Aby jednak mimo podzialu utrzymac jednosc panstwa, ustanowil Boleslaw zasade pryncypatu czyli zwierzchnictwa. Wielkim ksieciem mial byc najstarszy z rodu, i jemu na znak wladzy przypadala w udziale dzielnica wielkoksiazeca z Krakowem jako stolica, oraz zwierzchnictwo nad Pomorzem. Boleslaw Krzywousty pochowany zostal w Plocku.



Polska od wieków wiązała swe istnienie z morzem. Zainteresowanie nim rosło wraz z kształtowaniem się państwa. Świadectwem tego jest już dążenie pierwszego władcy polskiego Mieszka I i jego syna Bolesława Chrobrego do oparcia granicy o Bałtyk. Pierwszy założył gród gdański, a drugi przez fundowanie biskupstwa w Kołobrzegu w 1000 r. oraz przeprowadzenie w tymże mieście pierwszych symbolicznych zaślubin z morzem, w trakcie których wrzucono do Bałtyku cztery poświęcone głazy, zakładał trwałe fundamenty pod swoje panowanie. Obaj władcy dążyli do rozciągnięcia i utrwalania panowania na wybrzeżu od delty Odry do delty Wisły.1 Ich następcy, a szczególnie Bolesław Szczodry i Bolesław Krzywousty stawiali sobie cele podobne. Jednak ze względu na brak źródeł trudno mówić o jakiejś polityce morskiej. Książęta polscy dążąc nad Bałtyk pragnęli poszerzyć swe terytorium. Często występowali zaczepnie o władztwo nad tymi obszarami. Przykładem tych wystąpień są znane bitwy pod Svoldern w 1000 r., wyprawy na Robe w 1014 r. czy Haithabu w 1043 r. oraz zdobycie Kołobrzegu w 1103 r.. 2 Niezwykle śmiała była natomiast wyprawa szczecińskiego księcia Racibora I na odległą Konungahelę w roku 1136, w której wzięło udział około 14 000 zbrojnych, w tym 1300 jezdnych zaokrętowanych na 650 okrętach.3 W akcji tej, jak i wcześniejszych uczestniczyły siły polskie bądź jako samodzielne związki operacyjne, bądź w składzie flot sojuszniczych działających przeciw wspólnemu wrogowi. Morska działalność pierwszych Piastów była częścią wspólnego systemu organizacyjnego państwa, przeznaczoną do obrony jego interesów morskich i dysponującą zarówno okrętami, jak i siłą zbrojną oraz bazami w postaci twierdz portowych, zabezpieczających potrzeby zaopatrzeniowe, remontowe i łączności, a więc wszystkimi elementami składającymi się na flotę wojenną. Istnienie silnej floty wojennej we wczesnofeudalnym państwie polskim dobitnie świadczyło o orientacji morskiej w czasach pierwszych Piastów.4

Odepchnięcie Polski od Bałtyku nastąpiło w wyniku rozbicia dzielnicowego i tym samym osłabienia władzy centralnej, ale również przemian społeczno-gospodarczych i dopuszczenia do inwazji żywiołu niemieckiego na tereny nadbałtyckie oraz sprowadzenia Krzyżaków.5

W zjednoczonym przez Władysława Łokietka państwie polskim w 1320 r. zabrakło dostępu do morza. Usiłowania powrotu nad Bałtyk nie dały rezultatu aż do połowy XV wieku.

Dopiero rozpoczęcie przez Kazimierza Jagiellończyka w roku 1454 walki o odzyskanie Pomorza wykazało, że podstawowym warunkiem realizacji określonej polityki morskiej było posiadanie zarówno odpowiedniego dostępu do morza, jak i stosownego potencjału morskiego. Chociaż wojna trzynastoletnia6 była wojną typowo lądową, to jednakże Kazimierz Jagiellończyk, jak i przedstawiciele Związku Pruskiego z Gdańskiem na czele rozumieli doskonale, że choć rozstrzygnięcie w tej wojnie musi zapaść na lądzie, to przecież nie da się go osiągnąć bez uprzedniego zwycięstwa na morzu. Wynikało to z faktu, że państwo krzyżackie, otoczone na lądzie posiadłościami Polski i Litwy, skazane było jedynie na łączność drogą morską ze swymi sprzymierzeńcami. Utworzenie floty wojennej stało się, więc pilną koniecznością, bez której trudno było liczyć na zwycięstwa.

W roku 1455 rajcy Gdańska zwrócili się do Kazimierza Jagiellończyka z prośbą o zgodę królewską na wystawienie floty kaperskiej.7 Taki system tworzenia flot wojennych był powszechnie stosowany w ówczesnej Europie, gdyż był nie tylko tani, jeżeli chodzi o nakłady finansowe, ale i zyskowny, zarówno dla armatorów i kaprów, jak i dla władców czy rad miejskich.

8 stycznia 1456 r. król w wystosowanym do Lubeki liście oznajmił, że z nadchodzącą wiosną wyśle naves nostras („nasze okręty") przeciw swoim nieprzyjaciołom.8 Data ta jest zdaniem autora początkiem narodzin polskiej morskiej myśli wojskowej. Wystawiane zaś od 1460 r. listy kaperskie,9 w których rada gdańska podkreślała, że kaprowie wysyłani są na rozkaz króla polskiego, który zapewniał ich działalności swoje zwierzchnictwo i opiekę, stanowią kolejny dowód.

Pod względem wojskowym działania prowadzone przez floty kaperskie Gdańska i Elbląga w czasie wojny trzynastoletniej wyraźnie wykazały wyższość i większą skuteczność polskich środków i sposobów walki nad krzyżackimi. Jednym z dowodów wyższości sztuki wojennej polskich sił morskich była bitwa stoczona 15 września 1463 r. na wodach Zatoki Świeżej, bo tak nazywano wówczas Zalew Wiślany, w której zastosowany przez flotę polską szyk „półksiężyca" różnił się od szyków bojowych używanych dotąd we flotach miast hanzeatyckich, a w tym krzyżackich. Floty te stawały do bitwy w szyku „klina", „czołowym" lub kolumn torowych, podczas gdy jednostki polskie zastosowały jednoczesne uderzenie z trzech stron, tj. z obu skrzydeł i centrum.10

Kolejnym dowodem były przykłady zorganizowania współdziałania polskich sił morskich z wojskami lądowymi broniącymi się w miastach oblężonych przez oddziały zakonne lub też zdobywającymi twierdze obsadzone przez Krzyżaków, jak to miało miejsce w walkach o Puck w roku1464, kiedy skuteczna blokada od strony morza w dużej mierze zadecydowała o powodzeniu oblężenia prowadzonego przez oddziały polskich wojsk lądowych.11 Był to pierwszy sukces taktycznego współdziałania floty i wojska, dzięki któremu zdobyto tak silną nadmorską twierdzę. Niemal w 200 lat później, w ten sam sposób Puck został odbity z rąk szwedzkich.

Działalność polskiej floty kaperskiej w czasie wojny trzynastoletniej odegrała poważną rolę w całokształcie przebiegu działań i w decydujący sposób przyczyniła się do klęski zakonu krzyżackiego. W wyniku II pokoju toruńskiego w 1466 r. przywrócono władanie Polski nad Bałtykiem. Odzyskany odcinek wybrzeża nie był długi. Granica morska ciągnęła się od ujścia Łaby do połowy Mierzei Wiślanej, czyli wynosiła w linii prostej nie więcej niż 150-200 km. W stosunku do granic lądowych wynosiła ona ok. 5-6%. Był to jeden z powodów słabego zainteresowania władców, a także i ich rady a następnie sejmu, potrzebą jej zabezpieczenia. Ponadto sądzono, iż ataku z morza nie będzie, bo nieprzyjaciół na północy nie obawiano się.12

Kazimierz Jagiellończyk nie doceniając korzyści i znaczenia sprawowania władzy nad Bałtykiem, zrezygnował z aktywnej polityki morskiej nadając liczne przywileje Gdańskowi, które miały moc obowiązującą aż do roku 1793. Te przywileje zwane privilegia Casimiriana zlecały miastu troskę o bezpieczeństwo wybrzeża, a ponadto zapewniały pośrednictwo w wymianie międzynarodowej drogą morską. Równocześnie król oddał Gdańskowi część Mierzei Wiślanej aż po granicę z państwem krzyżackim oraz nadał kilka wsi wokół miasta. Sobie zastrzegł prawo wprowadzania ceł morskich oraz prawo zamykania i otwierania portu.13 W przyszłości, swoista interpretacja tego przywileju przez Gdańszczan, doprowadzała do ustawicznych konfliktów z władcami Polski.

Zygmunt Stary jako pierwszy król Polski docenił posiadanie własnej floty wojennej. On też po raz pierwszy w naszych dziejach wstawił zaniedbaną sprawę budowy floty do programu polityki państwowej. Utworzona flota królewska liczyła kilkanaście jednostek średniej wielkości i głównym jej celem było zwalczanie linii komunikacyjnych Moskwy, Krzyżaków i Duńczyków.14 Dla podkreślenia odrębności tej floty król sam wystawiał listy kaperskie, w których załogi okrętów kaperskich nazywał milites nostri maritimi („nasi żołnierze morscy").

Pierwsza wzmianka o królewskim „żołnierzu morskim" pochodzi z 1517 r., kiedy to kapitan Adrian Flint został zatrzymany przez Duńczyków w Wyborgu. Zygmunt zażądał wtedy nie tylko zwolnienia Flinta i jego 12 ludzi, ale również okrętu kapitana i zdobycznej jednostki wraz z towarem, stwierdzając, że Flint za jego pozwoleniem zagarnął Moskali na morzu.15

Działalność „żołnierzy morskich" Zygmunta Starego trwała tylko kilka lat. Po zakończeniu kolejnej wojny z zakonem krzyżackim i zawarciu rozejmu z Moskwą w 1522 r., niepotrzebną już flotę kaperską rozwiązano.16 Odtąd już do końca swego panowania król nie widział potrzeby wznowienia działalności morskiej, gdyż w jego planach flota nie odgrywała żadnej roli jako czynnik umacniający dostęp Polski do morza i zapewniający obronę granic morskich oraz zamorskiego handlu Rzeczypospolitej. Wymownym przejawem niedoceniania spraw morskich była też rezygnacja w roku 1526 z części Półwyspu Helskiego na rzecz Gdańska. Tym samym Rada Miejska Gdańska kontrolowała całe Wybrzeże polskie, bo dzierżawiła także od króla starostwo puckie. 17 Sytuacja ta powodowała, iż główna uwaga gdańszczan koncentrowała się na uprawianiu pośrednictwa i obronie monopolu ludności Gdańska dla jego uprawiania. 18

Jagiellonowie odzyskując Pomorze nie doceniali więc korzyści i znaczenia sprawowania faktycznego władania nad Bałtykiem, oddając je mieszczanom, ufając w ich dobrą wolę.

Opracowanie programu polskiego „dominium maris Baltici" zakładającego rozbudowę floty wojennej i sprawowaniu władzy zwierzchniej nad wybrzeżem i wodami terytorialnymi wiązane było z aktywną polityką Zygmunta Augusta na Bałtyku.19 Celem tej polityki było między innymi rozbudzenie świadomości morskiej szlachty. Władca ten, chcąc uniezależnić się w zmaganiach o Inflanty od Gdańska przeniósł 27 lutego 1567 r. bazę nowej floty kaperskiej do Pucka. Zwierzchnictwo nad flotą powierzył początkowo dwóm komisarzom, a potem staroście puckiemu Janowi Kostce. Fakt ten wpłynął na rozwój gospodarczy miasta. Odtąd miasto stało się arsenałem i twierdzą morską. 20 Rozpoczęto tu również w późniejszym okresie budowę okrętów wojennych.

Jan Kostka przygotował plan rozwoju floty królewskiej. W tym celu zamierzał rozbudować port w Pucku, aby być całkowicie niezależnym od Gdańska. Puck został więc wykupiony spod zastawu rady gdańskiej. Jednak na skutek interwencji Gdańska projekt upadł.21

Flota królewska zwana też flotą strażników morza liczyła początkowo ok. 10 jednostek, ale z czasem powiększyła się do ok. 30 okrętów, głównie galeonów i pinek, na których pełniło służbę ok. 1000 marynarzy. Spowodowało to konieczność utworzenia specjalnej instytucji, która kierowałaby całokształtem spaw morskich. 24 marca roku 1568 król powołał Komisję Morską, pierwszy w naszych dziejach organ administracji i gospodarki morskiej. Komisja spełniła również rolę pierwszej admiralicji.22 Była więc naczelnym organem państwowym do spraw morskich pierwowzorem ministerstwa żeglugi. Na siedzibę komisji wyznaczono dom królewski w Gdańsku. Jej przewodniczącym z woli króla, został Jan Kostka.23

W tym czasie flota królewska nadal bazowała w Pucku, który był siedzibą starostwa i głównym portem rybackim w Zatoce Gdańskiej. Przenosząc flotę do Pucka król Zygmunt August nakazał zarazem radzie gdańskiej przekazywanie do tego portu wszystkich nieprzyjacielskich statków zatrzymanych w Gdańsku. W związku z tym w latach 1565-1568 sprawami zdobytych statków zajmował się sąd w Pucku. Podyktowane to było również faktem, że komisarze morscy byli zbyt zajęci ogólnymi sprawami, a poza tym rada gdańska nie chciała, aby sądy morskie odbywały się w Gdańsku, gdyż powodowało to zatargi z krajami, do których należały zdobyczne statki. Z zachowanych ksiąg sądowych wynika, że w 1566 r. zdobyto co najmniej 15 statków holenderskich, duńskich, angielskich i hamburskich, a także kaprów szwedzkich. Natomiast w roku 1568 flota polska zdobyła ponad 20 statków, mimo iż w większości płynęły one w konwojach, aby w ten sposób móc skuteczniej bronić się przed atakami polskich okrętów.24

Chociaż bazą floty pozostawał Puck, to okręty królewskie zachowały prawo korzystania z portu gdańskiego w wyjątkowych wypadkach. Między innymi wobec przeważających sił wroga chroniły się pod osłoną armat latarni. Co prawda port pucki obwarowano i ustawiono armaty, ale był on portem otwartym, a zatem znacznie trudniejszym do obrony. Płytkie wody zatoki, zamarzające zimą, oraz konieczność ciągłego lawirowania wśród licznych mielizn Zatoki Puckiej były dodatkowym utrudnieniem.

W połowie czerwca 1568 r. silna burza zmusiła królewską flotę kaperską pod dowództwem Mateusza Scharpinga do schronienia się w Gdańsku. Szukając pożywienia kaprzy dokonali kradzieży drobiu i chociaż 11 winnych zostało uwięzionych przez dowódcę floty w celu ukarania ich przez Komisję Morską, to burmistrz gdański Ferber nakazał zabranie ich siłą z okrętów i skazanie na śmierć przez ścięcie. W następstwie tego drastycznego pogwałcenia królewskiego prawa zwierzchniego nad kaprami, a także ostrzelania ogniem armatnim z lądu okrętów kaperskich oraz niewypuszczenia do Gdańska powołanej przez Zygmunta Augusta komisji pod przewodnictwem biskupa Stanisława Karnkowskiego, burmistrz został ogłoszony winnym obrazy majestatu i wezwany przed sąd królewski na sejm do Lublina.25

Epilogiem rozpatrywania na sejmie lubelskim konfliktu z Gdańskiem był wyrok, jaki zapadł 12 sierpnia 1568 r. na przedstawicieli jego władz. Wtedy też padły z poselskich ust wojewodów Piotra Zborowskiego i Jana Sierakowskiego słowa o konieczności posiadania armaty na morzu żeby się mogła dać obrona zawdy prędka.26 Natomiast na sejmie warszawskim latem 1570 r. zostały zatwierdzone słynne później Statuty Karnkowskiego, które w 67 artykułach obejmowały całokształt zwierzchnich praw króla i Rzeczypospolitej w Gdańsku, a również prawo otwierania i zamykania żeglugi oraz panowanie nad przyległym morzem, czyli dominium maris.

Tak korzystne dla sprawy polskiego „dominium maris Baltici" statuty biskupa kujawsko-pomorskiego, stanowiące swoisty program morski nie na jedno pokolenie i nie na jeden wiek wskutek pobłażliwości Zygmunta Augusta szybko stały się martwą literą. 27

Po przyjęciu Statutów Karnkowskiego w polityce królewskiej ważnym kierunkiem działania stało się opracowanie przepisów prawnych dla floty. Otóż do czasu powołania Komisji Morskiej działalność polskiej floty kaperskiej, oparta na zasadach kaperskich28 z wykorzystaniem małych statków handlowych dostosowanych do działań wojennych, była nie skoordynowana. Członkowie załóg statków, zwani strażnikami morza, dopuszczali się często nadużyć i awanturnictwa. Na ich działalność skarżyły się także państwa neutralne. Zatem powołanie Komisji Morskiej miało na celu koordynowanie działalności strażników morza oraz utrzymanie wśród nich należytej dyscypliny, aby nie uwłaczały swoim zachowaniem majestatowi królewskiemu ani symbolom, pod którymi pływały.29

Tak więc Komisja Morska stanowiła nie tylko władzę zwierzchnią wobec strażników morza, wyprawiając ich na morze z określonymi zadaniami, lecz także sprawowała nad nimi sądownictwo wojskowe i dbała o dyscyplinę oraz karność, co wyrażało się między innymi w opracowaniu i wydaniu w Warszawie 16 lipca 1571 r. artykułów morskich,30 które były odpowiednikiem artykułów hetmańskich, stanowiących regulamin dla wojsk lądowych.

Artykuły morskie, zwane Ordynacją były pierwszym regulaminem polskiej floty wojennej. Zawierały 28 rozdziałów oraz rotę przysięgi i określały szczegółowo zasady działania przy spotkaniu z nieprzyjacielem na morzu i w porcie, zadania kapitanatów i obowiązki załogi, dyscyplinę i kary na okręcie oraz zasady podziału zdobyczy, a także stosunek strażników morskich do komisarzy i urzędników królewskich.

We wstępie do artykułów wyraźnie określono też, kogo one obowiązują, i stwierdzono, że każde naruszenie regulaminów królewskich, niezależnie od funkcji, stopnia czy też tytułu osoby, która by się tego dopuściła będzie surowo karane. Kary były zaś bardzo wymyślne i niekiedy zbyt srogie w stosunku do przewinienia. Uważano jednak wtedy, iż jest to jedyny sposób, aby poskromić tych skłonnych do bijatyk i rozboju ludzi.

Artykuł I dotyczył spraw organizacyjnych, a mianowicie nakazywał każdemu posiadaczowi listu kaperskiego stawić się osobiście przed Komisją Morską i złożyć przysięgę wierności królowi zgodnie ze słowami roty, przysięgę posłuszeństwa wobec komisarzy królewskich oraz zapewnienie wykonywania wszystkich postanowień listu, instrukcji oraz pozostałych artykułów. Artykuł ten zobowiązywał też kapitanów do bezwzględnego wykonywania komend i poleceń naznaczonego przez Komisję Morską admirała flotylli.

Kolejne artykuły, a więc: II, III i IV określały jednoznacznie zachowanie się całej załogi podczas akcji bitewnej. W każdej sytuacji zobowiązywano marynarzy oraz żołnierzy piechoty morskiej okrętowanej na czas bitwy do bezwzględnego posłuszeństwa rozkazom ich przełożonych i dzielnej, nieustraszonej postawy w obliczu wroga. Każde uchybienie treści tego postanowienia miało być karane śmiercią przez powieszenie na rei bądź rozstrzelanie.

Artykuł IV precyzował karę za dezercję połączoną często z przejściem na stronę wroga. Winnego tego rodzaju przestępstwa miano utopić lub pozostawić na bezludnej wyspie.

Artykuły od V do XIII bardzo szczegółowo omawiały prawidła codziennego życia okrętowego, na które składało się: pełnienie wacht, służb i wart, a zarazem stanowiły rejestr kar, jakie groziły tym, którzy te prawidła naruszali. Za przeklinanie, obelgi i znieważanie współczłonków załogi, za marnotrawienie jadła i wody lub ich kradzież, zależnie od przewinienia, groził cały wachlarz kar, od utraty żołdu, chłosty, przywiązania do masztu, rzucania z dużej wysokości do wody, aż do kary trzykrotnego przeciągania pod stępką. Ta ostania prawie zawsze równała się śmierci. Polegała ona na tym, że przywiązywano skazanego za dłonie i nogi do liny przeciągniętej pod dnem okrętu, od burty do burty. Marynarze stojący po obu burtach trzykrotnie przeciągali linę wraz z uwiązanym do niej człowiekiem. Każde samowolne opuszczenie okrętu, zwłaszcza gdy zmuszony był on wyjść w tym czasie w morze, było karane utratą żołdu, chłostą, a nawet śmiercią. Udział w buncie lub spisku był bezwzględnie karany śmiercią. Często winowajcę wyrzucano za burtę. Wobec powszechnej nieumiejętności pływania wśród braci żeglarskiej było to równoznaczne z wyrokiem śmierci.

Artykuły XIV – XVI dotyczyły pełnienia służby wachtowej i służby wartowniczej. Wielką wagę przywiązywano do tej sprawy, toteż stawienie się do pełnienia służby w stanie nietrzeźwym karane było chłostą. Podobną karę wymierzano także za niedbałe pełnienie wachty, zwłaszcza za spanie na wachcie.

Kolejny artykuł zobowiązywał wszystkich członków załogi do bezwzględnego podporządkowania się rozkazom kapitana, a także do przyjęcia wymierzonych kar.

Artykuły XVIII – XX dotyczyły udziału marynarzy w bezpośredniej walce wręcz, postępowania ze zdobyczami i jeńcami. I tak np. po zajęciu statku nie wolno było marynarzom samodzielnie dokonywać podziału łupów, lecz nietknięty statek wraz z ładunkiem, z jego załogą oraz ewentualnymi skarbami musiał być oddany w całości Komisji Morskiej dla podjęcia ostatecznej decyzji i wydania wyroku. Komisja Morska decydowała też o losach jeńców. Tylko sprawy osób znamienitych: posłów, kupców, przedstawicieli armatorów czy też arystokratów, rozstrzygał osobiście król.

Artykuł XXI brał pod uwagę ewentualność niedotarcia okrętu strażniczego wraz ze zdobycznym pryzem, do portu macierzystego. Sztorm, awaria lub inne przyczyny mogły spowodować zawinięcie okrętu królewskiego do przypadkowego portu schronienia. Wówczas kapitan zobowiązany był zwrócić się do miejscowych władz i wspólnie z nimi sporządzić dokładny inwentarz zdobyczy, przesłać do Komisji Morskiej i dopiero po uzyskaniu jej zgody dokonać podziału łupów według obowiązujących zasad. Dokumenty o charakterze poufnym, w stanie nienaruszonym należało dostarczyć Komisji Morskiej. Inaczej było w przypadku, gdy w grę wchodziły plany działań wojennych. Wówczas kapitan miał prawo zapoznać się z ich treścią, aby uprzedzić ewentualny manewr przeciwnika.

Autorytet kapitana okrętu strażniczego wspierały kolejne artykuły: XXII – XXV, uprawniające dowódcę do bardzo surowego karania każdego przejawu nieposłuszeństwa. Kapitan przyjmował nowo zaciągających się do służby, on też był władny w każdej chwili zwolnić marynarza, jeżeli uznał, że ów źle wywiązuje się ze swoich obowiązków. Każda próba zamachu na kapitana, kwatermistrza lub bezpośredniego przełożonego w czasie trwania żeglugi, głosił artykuł XXIV, miały być bezwzględnie ukarane śmiercią. Artykuł XXV zobowiązywał wszystkich członków załogi do zachowania w tajemnicy wszystkich spraw, które wiązały się ze służbą, głównie z planowanymi i wykonywanymi działaniami o charakterze wojennym.

Wreszcie trzy ostatnie artykuły: XXVI – XXVIII dotyczyły osoby profosa, który w imieniu Komisji Morskiej odbierał przysięgę na wierność i bezwzględne posłuszeństwo od marynarzy i żołnierzy piechoty morskiej, i który, zgodnie z tradycją wraz z kapitanem w każdy poniedziałek, gdy okręt znajdował się w porcie, uczestniczył w sądzie marynarskim.31

Przytoczone postanowienia artykułów morskich stanowiły szczegółowe i przemyślane ustawy regulujące służbę na okrętach floty królewskiej. Był to jeden z najwcześniejszych na świecie regulaminów marynarki wojennej, ujmujący tak wszechstronnie i dokładnie zasady służby we flocie wojennej.

Zygmunt August starał się więc od początku tworzenia polskich sił zbrojnych na morzu nadać im cechy regularności, upatrując w tym gwarancji skutecznego działania. Był też pierwszym polskim królem, który zrozumiał potrzebę prowadzenia aktywnej polityki morskiej.32

Zygmunt August zdając sobie sprawę ze słabości floty utworzonej systemem kaperskim dążył do budowy regularnej floty wojennej. W tym celu zwołany na 6 stycznia 1572 r. do Warszawy sejm miał zająć się sprawami polityki morskiej i floty. Rozważano wniosek króla „ostatecznej", czyli stałej, a nie tylko na czas wojny flocie. Jednak okoliczności dla rozwoju floty i jej ostatecznego przekształcenia w regularną stałą marynarkę układały się coraz mniej pomyślnie. Wprawdzie budowę okrętów rozpoczęto w Elblągu, ale gdańszczanie w imię swoich, ciasno pojętych interesów zniszczyli niewykończony jeszcze okręt, królewską galeonę „ Smok", symbol i zaczątek polskiej floty wojennej.33

Śmierć króla Zygmunta Augusta 7 lipca 1572 r., twórcy i naczelnego admirała polskiej floty wojennej położyła kres aktywnej realizacji polskiej polityki morskiej. W ciągu jego długiego panowania Polska stała się europejskim mocarstwem, dysponującym wybrzeżem morskim o długości 1500 km i silną flotą wojenną, która operowała we wszystkich rejonach Morza Bałtyckiego, od cieśnin duńskich po Zatokę Fińską. W tym czasie Puck był jedynym portem wojennym Rzeczypospolitej, który pomimo niedogodnych warunków nawigacyjnych i wczesnego zamarzania odegrał ważną rolę jako baza floty królewskiej. Stąd polskie okręty wyprawiały się na tzw. chadzki wodne, czyli wypady na nieprzyjacielskie statki. Ponadto dzięki flocie królewskiej aż do połowy XVII wieku datował się bujny rozwój organizmu miejskiego.

Podkreślenia wymagają słowa wielkiego króla, wypowiedziane niejako w testamencie, bo przed śmiercią, że ... stateczną armatę należy na morzu swoim chować.34

Po śmierci Zygmunta Augusta, w okresie zamieszania związanego z bezkrólewiem i tarciami wokół kandydatury do tronu, flota znalazła się w trudnych warunkach. Nadal funkcjonowała, głównie w Pucku, gdzie przewodził strażnikom morskim pułkownik wojsk broniących wybrzeża, starosta pucki Ernest Wejher. Jednak doznawała ona coraz dotkliwszych ciosów ze strony floty duńskiej i szwedzkiej oraz moskiewskiej działającej z Narwy.35

Pomimo niekorzystnej sytuacji rolę rzecznika interesów polskich na Bałtyku wzięło na siebie wielu światłych i rozumiejących potrzebę posiadania przez Polskę floty wojennej doradców zmarłego króla. Należeli do nich m. in. przewodniczący Komisji Morskiej Jan Kostka, biskup kujawski Stanisław Karnkowski i sekretarz królewski Jan Dymitr Solikowski.36

Karnkowski w dziele pt. De iure provinciale terrarum, maiorumque civitatum Prussiane (O prawach prowincji i większych miast pruskich), wydanym w Krakowie w 1574 r., a napisanym dla nowego władcy Henryka Walezego, przedstawił w nim poglądy na politykę bałtycką Polski i „dominium maris Baltici". Autor pragnął nakłonić króla do pieczołowitego zajęcia się sprawą floty i handlu morskiego, podkreślając: gdy morzem władać będziemy, wówczas i o sprawiedliwość, pokój i obronę brzegów, portów i prowincji, którymi najważniejsze narody stoją i do góry się podnoszą, łacniej postarać się będziem mogli.37

Słowa te będące swoistym podsumowaniem wielomiesięcznych dyskusji i równocześnie jednym z przejawów żywotności idei bałtyckiej, dobitnie podkreślały, że tylko dostęp do morza jest podstawą dorobku ekonomicznego, a zatem i niezależności politycznej państwa. Biskup pragnął ponadto uzmysłowić społeczeństwu polskiemu korzyści płynące z „uprawy" morza, a punktem wyjścia było stwierdzenie, że panowanie na morzu zasadza się na władaniu bezpośrednim i na władaniu użytecznym. Pierwsze obejmowało trzy problemy: organizowanie żeglugi w zależności od okoliczności, a w tym podczas wojny i pokoju, otwieranie nieznanych szlaków żeglugowych i zamykanie niekorzystnych szlaków dla króla oraz prowincji. W ostatnim przypadku chodziło o żeglugę narewską, godzącą w interesy państwa. Ponadto władanie bezpośrednie miało obejmować zagospodarowanie i umocnienie wybrzeży i portów przez budowę fortyfikacji, nakładanie ceł morskich i wreszcie organizowanie wypraw morskich. Królowi przysługiwało również sprawowanie sądownictwa wyższego i niższego nad wszystkimi ludźmi morza.

Z kolei zakres władania użytecznego obejmował rybołówstwo morskie, pozyskiwanie bursztynu i soli oraz innych bogactw morza, a także przejmowania towarów z rozbitych statków.38

Natomiast Solikowski sprawy polskiego morza i floty wojennej propagował w swych mowach i pismach.39 Szczególnie najcelniejsze uwagi dotyczące problematyki morskiej zawarł on w Rozmowie kruszwickiej,40 napisanej najprawdopodobniej w lutym 1573 r. Opowiadał się w niej za elekcją Henryka Walezego, gdyż jego zdaniem tylko on mógł zagwarantować wzmocnienie potencjału morskiego, a głównie podniesienie rangi Gdańska jako portu Rzeczypospolitej i budowę floty wojennej. Solikowski doceniał znaczenie posiadania floty i portów oraz prowadzenia wojennej polityki morskiej, gdyż ich brak mógł doprowadzić z czasem do zależności gospodarczej od innych krajów, a ponadto groził przekształceniu Polski w surowcowy, niesamodzielny dodatek do państw, które opanowały żeglugę międzynarodową.41

Dawny sekretarz Zygmunta Augusta na znaczenie kwestii morskiej w walce poprzedzającej elekcję zwrócił po raz pierwszy uwagę w Zdaniu względem wyboru króla, powstałym latem 1572 r., a więc tuż po śmierci Zygmunta Augusta.42

Elekcja Henryka Walezego na króla stwarzała początkowo nadzieje na pomoc Francji w zabezpieczeniu „dominium maris Baltici". W Pacta conventa Walezy zobowiązywał się poza zapewnieniem udogodnień dla polskich kupców w portach francuskich do wystawiania i własnym sumptem utrzymywać potrzebną i wystarczającą flotę do obrony portu i panowania na morzu, przyległym do królestwa i jego prowincji, jak daleko się tylko rozciąga cały ten krąg polskich dzierżaw.43 Jednak wobec nagłego wyjazdu Walezego do Francji planów tych nie zrealizowano.

Kolejny król Stefan Batory zajęty od początku działaniami zbrojnymi na wschodzie nie przywiązywał zbyt dużej wagi do uprawiania aktywnej polityki morskiej. Wprawdzie zmusił buntujący się Gdańsk do uznania jego zwierzchnictwa w 1577 r., wykorzystując do tego celu flotę kaperską 9 okrętów bazującą w Pucku i dowodzoną przez Ernesta Wejhera, ale później traktatem z 26 lutego 1585 r. uchylił konstytucję Karnkowskiego, która stanowiła gwarancję panowania polskiego na wybrzeżu i morzu. Ponadto zrzekł się do zasięgania opinii Gdańska przed podjęciem decyzji w kwestiach morskich.44 Oznaczało to koniec wielkich aspiracji morskich Rzeczypospolitej.

W drugiej połowie XVI wieku, kiedy to Polska gwałtownie zetknęła się z problemami morza, pojawiło się w polskim piśmiennictwie wojskowym dzieło o charakterze wyjątkowym, które różni się na korzyść od wszystkich ówczesnych polskich traktatów wojskowych stroną ilustracyjną, tj. planami bitew, schematami szyków bojowych i rysunkami sprzętu wojskowego. Była to pierwsza praca wojskowa tak bogato ilustrowana, przewyższająca pod względem technicznym opisów pozostałe polskie traktaty wojskowe XVI wieku. Dziełem tym były Księgi hetmańskie Stanisława Sarnickiego.45

Autor tego niezwykłego dzieła nie był wojskowym, lecz duchownym protestanckim. Urodził się około roku 1532 w Mokrem Lipiu w ziemi chełmińskiej. Studiował na uniwersytecie w Królewcu, zajmował się badaniami historycznymi i geografią. Wiele też podróżował, także morzem. Stąd dobrze znał obce kraje, a ponadto czytał rozprawy zagranicznych autorów.

W latach 1577-1578 powstało dzieło Księgi hetmańskie, ale jego największym dziełem historycznym były „Roczniki", wydane drukiem w Krakowie w roku 1587, w których autor opisał dzieje Polski od czasów najdawniejszych aż do panowania Stefana Batorego.

Interesujące nas dzieło Stanisława Sarnickiego Księgi hetmańskie składa się z 10 ksiąg, które dzielą się na rozdziały i podrozdziały. Zachowało się ono do naszych czasów w sześciu rękopisach. W tym obszernym dziele o sztuce wojennej zawarł wiedzę o ćwiczeniach żołnierzy i działaniu wojska podczas wojny, opierając się na doświadczeniach polskich i obcych. Natomiast przedostatnia, IX księga dzieła Sarnickiego zawiera wiadomości nie spotykane w innych polskich pracach wojskowych XVI wieku, poświęcona bowiem została zagadnieniom morskiej sztuki wojennej. Tytuł zaś jej brzmi Dziewiąte księgi o zwyczaju morskiej bitwy. Napisana ona została na podstawie księgi XI traktatu Walturiusza poświęconej bitwom morskim i budowie okrętów oraz księgi IV Wegecjusza. Wstępna jej część zawiera opis różnych typów okrętów oraz materiałów używanych do ich budowy. W warunkach polskich, jego zdaniem, najlepszym drzewem był dąb, król wszystkich drzew. Natomiast do jego zbijania proponował używanie gwoździ miedzianych, a nie żelaznych. Z kolei w rozważaniach O czasiech nawigacyjej, o znakach, o wiatrach, o zegarze okrętowem, natura morza pełno jest szczegółów i ciekawostek, gdyż w tej materii jego wiedza nie mogła być zbyt duża.46 Ponadto Sarnicki przytoczył przykład bitwy morskiej, opisując oraz przedstawiając graficznie na planie bitwę stoczoną w roku 1571 przez flotę Ligi panów chrześcijańskich pod dowództwem Don Juana d'Austria z flotą turecką Alipaszy pod Lepanto, w Zatoce Korynckiej, chociaż błędnie ją umiejscowił w Zatoce Ambracyjskiej, gdzie w starożytności stoczona została bitwa morska pod Akcjum. 47

Sarnicki wzywał też do utworzenia „Szkoły morskey woyny", która miała przygotować oficerów głównie do „kunsztów fraybierskich", tj. do działań na morzu. Uważał, że szkoła taka mogła być urządzona nad Wisłą w okolicach Krakowa, gdyż pozwoliłoby to na sprawowanie nad nią patronatu przez dwór królewski.48 Podkreślał, że także oficerowie wojsk lądowych powinni być przygotowani do udziału w obronie wybrzeża.

„Księgi hetmańskie" Stanisława Sarnickiego były pierwszym dziełem w polskim piśmiennictwie wojskowym końca XVI wieku, które przedstawiało całokształt problematyki działań na morzu.49

Po śmierci Króla Stefana Batorego ponownie nawiązano do idei bałtyckiej. Było to związane z elekcją Zygmunta III Wazy na tron polski. Elektorzy oczekiwali od niego prowadzenia aktywnej polityki morskiej, ale naturalnie bez nadzwyczajnych obciążeń szlachty. Wyrazicielem tych tendencji był m. in. Stanisław Gostomski, który w napisanej w 1587 r. broszurze pt. Racje pro electione Zygmunta, królewicza szwedzkiego, militantes in anno 1587 uważał, iż wyniesienie Wazy na tron polski pozwoli na płaszczyźnie współpracy politycznej i gospodarczej ze Szwecją, wskrzesić flotę oraz tą drogą uwolnić polski handel morski od ciężarów duńskiego cła.50

Wybór w roku 1587 Zygmunta III Wazy na króla Polski tych oczekiwań nie spełnił. Będąc z pochodzenia Szwedem, marzył o koronie swego rodzinnego kraju. Po wymuszonej przez stryja Karola IX detronizacji Zygmunta III z tronu szwedzkiego w 1598 r., z którą ten się do końca życia nie pogodził, stało się to pretekstem do rozpoczęcia przez królów szwedzkich długoletnich wojen z Polską. Najważniejszą przyczyną walki o „dominium maris Baltici" było jednak dążenie Szwecji do opanowania całego basenu Morza Bałtyckiego. Pozostanie jednakże bezspornym faktem, że Zygmunt III i jego dwaj synowie Władysłwa IV i Jan Kazimierz przez 60 lat z małymi przerwami musieli walczyć ze Szwecją o polski stan posiadania nad Bałtykiem.

Początki morskiej myśli wojskowej w Polsce sięgają drugiej połowy XV wieku, ale rozwój zainteresowania problematyką morską nastąpił w XVI wieku, do czego przyczyniło się realizowanie idei „dominium maris Baltici". Twórca tej koncepcji Zygmunt August spowodował jej szeroki rozwój, obejmujący kilka kompleksów zagadnień. Należały do nich zabiegi związane z ochroną własnych portów i sprawowanie władzy zwierzchniej nad całą południowo-wschodnią częścią Bałtyku, co doprowadziło do utworzenia Komisji Morskiej i rozbudowy floty wojennej.

Ten ambitny i wszechstronny program bałtycki nie znalazł, niestety, należytego zrozumienia wśród szlachty. Był on w znacznej mierze dziełem samego króla i jego otoczenia, a głównie Jana Kostki, Stanisława Karnkowskiego, Jana Dymitra Solikowskiego, Jana Zamoyskiego i Ernesta Wejhera.

Po śmierci Zygmunta Augusta podczas wszystkich trzech kolejnych elekcji zagadnienia morskie wysuwano na plan pierwszy, a pacta conventa nakładały na królów tradycyjny od czasów Henryka Walezego obowiązek wystawienia i utrzymania floty wojennej, gdyż ogół zrozumiał, że nie dość jest odzyskać dostęp do morza, lecz że należy umieć ten dostęp wyzyskać w postaci wykorzystania Bałtyku, jako arterii komunikacyjnej, a przy tem wykorzystaniu należy mieć zbrojną służbę na morzu. 51

Natomiast morska teoretyczna myśl wojskowa w Polsce do końca XVI wieku nie wyszła poza stadium początkowe, gdyż poza Księgami hetmańskimi Stanisława Sarnickiego nigdzie nie poruszono problematyki wojny na morzu. Było to wynikiem specyfiki zagrożenia zewnętrznego, w którym aspekt morski odgrywał niewielką rolę. 52 Dopiero następne stulecie stało się okresem żywiołowego jej rozwoju.


Przypisy:

Zdaniem J. Widajewicza, to Mieszko I i Bolesław Chrobry byli twórcami polskiej polityki bałtyckiej i morskiej. Zob. J. Widajewicz, Słowianie zachodni na Bałtyku , Toruń 1934, s. 26-36.
Zob. E. Kosiarz, Wojny na Bałtyku X-XIX w: Gdańsk 1978, s. 35-40; G. Labuda, Fragmenty dziejów Słowiańszczyzny Zachodniej, t. 2, Poznań 1964, s. 125-131.
E. Koczorowski, Pierwsze związki Polski z Bałtykiem, „Przegląd Morski", 1982 nr 7-8, s. 98-99;
W. Dzwonkowski, Wojsko i wojna u Słowian w pierwszym 1000-leciu po Chrystusie, „Bellona", 1945 nr 6, s. 238.
M. Prosnak, Flota polska w dobie pierwszych Piastów w świetle zachodnich źródeł, „Nautologia", 1991 nr 3-4, s. 40.
Zajęcie przez Krzyżaków w 1309 r. Pomorza Gdańskiego nie zahamowało jednak aktywności gospodarczej książąt pomorskich, uzyskujących znaczne korzyści z portów morskich. Zob. W. Odyniec, Sprawy morskie I Rzeczypospolitej, „Przegląd Morski", 1986 nr 7-8, s. 120.
Na temat wojny trzynastoletniej istnieje obszerna literatura, a m. in.: J. Wimmer, M. Krwawicz, Wojna trzynastoletnia (1454-1466), Warszawa 1957; M. Biskup, Wojna trzynastoletnia i powrót Polski nad Bałtyk w XV wieku, Kraków 1990; tenże, Stosunek Gdańska do Kazimierza Jagiellończyka w okresie wojny trzynastoletniej, Toruń 1952; tenże, Gdańska flota kaperska w okresie wojny trzynastoletniej, Gdańsk 1953; tenże, Wojny Polski z Zakonem Krzyżackim 1308-1521, Gdańsk 1993; M., Bielski, W. Rezmer, Bitwy na Pomorzu 1109-1995, Gdańsk 1993. Działania morskie przedstawił W. Hubert, Wojny bałtyckie, Warszawa 1939, ale ostatnio opracował je gruntownie J.W. Dyskant, Zatoka Świeża 1463, Warszawa 1987.
Do działań bojowych przystosowywano statki handlowe, które po niezbędnej przebudowie i przezbrojeniu stawały się okrętami wojennymi. Ich kapitanowie otrzymywali od władców lub rad miejskich specjalne upoważnienia do prowadzenia działań na morzu, zwane listami kaperskimi. Zob. W. Zarzycki, Kaprowie
i piraci polscy, Warszawa 1997. Problemy techniczne ówczesnych jednostek wojennych przedstawiono w pracy Polska technika wojskowa do 1500 roku, pod red. A. Nadolskiego, Warszawa 1994, s. 362-377.
M. Biskup, Gdańska flota kaperska w czasie wojny trzynastoletniej 1454-1466, Gdańsk 1953, s. 21; M. Pelczar, Rozwój i stan badań historycznych nad dziejami polskiej floty morskiej okresu do końca XIX wieku, „Rocznik Ośrodka Nauk Społecznych i Wojskowych Marynarki Wojennej", 1966 nr 3, s. 24.
W liście zamieszczano imię władcy lub wystawiającej go rady miejskiej, nazwisko i imię kapitana, zezwolenie na zwalczanie statków przeciwnika lub innych płynących do jego portów oraz wykaz państw i miast neutralnych, których statki należało oszczędzać, jeżeli nie płynęły do portów przeciwnika. List zawierał także prośbę o pomoc w zaopatrzeniu danego kapitana w żywność i inne niezbędne środki oraz zapewnienie mu swobody żeglugi na wodach lub w portach państw przyjacielskich.
J.W. Dyskant, op. cit., s. 137-168.
M. Krwawicz, Działania polskiej floty wojennej podczas wojny o odzyskanie Pomorza w latach 1454-1466, „Myśl Wojskowa", 1956 nr 1, s. 85.
W. Odyniec, Sprawy morskie I Rzeczypospolitej, w: Polityka morska państwa w 40-leciu PRL, Gdańsk 1986, s. 2.
E. Koczorowski, Gdy systemem kaperskim floty wystawiano, „Przegląd Morski", 1982 nr 9, s. 62.
T. Górski, Flota Jagiellonów i Wazów, Gdańsk 1989, s. 104-105.
K. Lepszy, Dzieje floty polskiej, Gdańsk 1947, s. 43.
S. Bodniak, Żołnierze morscy Zygmunta Augusta (1517-1522), „Nautologia", 1970 nr 1-2, s. 42-43.
W. Odyniec, Starostwo puckie 1546-1678, Gdańsk 1961, s. 53.
T. Ocioszyński, Rozwój żeglugi i myśli morskiej, Gdynia 1968, s. 284.
K. Lepszy, Zarys dziejów polskiej marynarki, Kraków 1947, s. 9-11; W. Odyniec, Sprawy morskie I Rzeczypospolitej..., s. 1-16; tenże, Polskie dominium maris Baltici, „Nautologia", 1981 nr 4, s. 50-53.
Zob. K. M. Kowalski, Puck jako twierdza morska i siedziba arsenału w XVI i XVII w., w: Związki Pucka z morzem i Marynarką Wojenną, Puck 1998, s. 51-68.
J. Wójcik, Dzieje Polski nad Bałtykiem, Warszawa 1989, s. 150.
W. Odyniec, 400-lecie powołania Komisji Morskiej, „Rocznik Ośrodka Nauk Społecznych i Wojskowych Marynarki Wojennej", 1968 nr 4, s. 41-46; E. Koczorowski, Pierwsza Komisja Morska i jej wpływ na rozwój polskiej floty wojennej w XVI w., „Przegląd Morski", 1968 nr 6, s. 43-54.
Zob. W. Aleksandrowicz, Jan Kostka senator wielkiej sławy i rozumu praeses primarius commissarius Komisji Morskiej, „Nautologia", 1968 nr 1-2, s. 53-58.
J. Wójcik, op. cit., s. 163.
J. Pertek, Polacy na morzach i ocenach, t. 1, Poznań 1981, s. 104-105.
S. Bodniak, Polska a Bałtyk..., s. 88; K. Lepszy, op. cit., s. 104.
K. Lepszy, op. cit., s. 106-107.
Polski system kaperski działał pod znakiem majestatu bandery królewskiej, która chroniła okręty floty przed podejrzeniami o piractwo.
Okręty floty strażniczej podnosiły dwie bandery: narodową i królewską. Bandera narodowa nawiązywała wzorem i barwą do chorągwi Korony Królestwa Polskiego, a zatem całego państwa.
Pierwsze artykuły morskie król ogłosił 31 maja 1566 r., ale ich treść pierwotna nie zachowała się.
Zob. S. Bodniak, Ordynacja dla kaperskiej floty polskiej z 1571 roku; Komunikat Instytutu Bałtyckiego nr 27, Gdynia 1935; J. Wójcicki, Dzieje Polski nad Bałtykiem, Warszawa 1989, s. 155-159.
K. Górski, Polska w zlewisku Bałtyku, Gdańsk-Bydgoszcz-Szczecin 1947, s. 121.
K. Lepszy, Dzieje floty polskiej, Gdańsk 1947, s. 164; twierdzi, że galeona ocalała i nie została spalona przez flotę gdańską. Faktem było jednak, że do służby nie weszła.
W. Odyniec, op. cit., s. 46.
S. Bodniak, Sprawy „Straży morskiej" w bezkrólewiach i za Henryka Walezego (1572-1575), „Nautologia", 1968 nr 1-2, s. 102-106.
Zob. E. Kotarski, U progu marynistyki polskiej XVI-XVII wiek, Gdańsk 1978, s. 220-268.
Z. Lepszy, Dominium maris Baltici, s. 204.
W. Odyniec, Pojęcia dominium maris Baltici u Stanisława Karnkowskiego, „Nautologia", 1981 nr 4, s. 50-53.
Jego zasługi dla spraw morskich obszernie opisał E. Kotarski, Kto ma państwo morskie... Problemy morza w opinii dawnej Polski, Gdańsk 1970, s. 39-54.
Zob. E. Kotarski, op. cit., s. 171-186.
J. Górski, Poglądy merkantylistyczne w polskiej myśli ekonomicznej XVI i XVIII wieku, Wrocław-Warszawa 1958, s. 65.
E. Kotarski, U progu marynistyki ..., s. 234-235.
K. Lepszy, Dzieje floty polskiej, s. 145.
S. Bodniak, Stefan Batory a Gdańsk, „Rocznik Gdański", R. VI, Gdańsk 1932, s. 131-134.
Zob. J. Wójcicki, op. cit., s. 159-160; J. Sikorski, Polskie piśmiennictwo wojskowe od XV do XX wieku, Warszawa 1991, s. 104-114; tenże, Stanisław Sarnicki jako pisarz wojskowy, „Zeszyty Naukowe WAP" 1967, Seria historyczna nr 15, s. 56-62.
Do wiadomości morskich Sarnickiego krytycznie odniósł się Stanisław Bodniak, który próbując ustalić ich źródła zwrócił jednak uwagę na fakt, że słownik morski autora „Ksiąg hetmańskich" jest najbogatszy na przestrzeni XVI wieku. S. Bodniak, Sprawy morskie w „Księgach hetmańskich" Sarnickiego (1575-1577), „Rocznik Gdański", t. XII, Gdańsk 1939, s . 117-124.
Zob. O zwyczaju morskiej bitwy, pod red. J. Z. Lichańskiego, Gdańsk 1984, s. 54-80.
J. Wójcicki, op. cit., s. 159-160.
Szerzej J. Sikorski, „Księgi hetmańskie" Stanisława Sarnickiego na tle piśmiennictwa wojskowego w Polsce XVI wieku, „Studia i Materiały do Historii Wojskowości" 1966, t. XII, s. 3-69.
E. Kotarski, U progu marynistyki polskiej..., op. cit., s. 143.
W. Hubert, Historia wojen morskich, Warszawa 1935, s. 256.
K. Olejnik, Rozwój polskiej myśli wojskowej do końca XVII w., Poznań 1976, s. 194

Donald Tusk przekazuje nieprawdziwe informacje o polskich stoczniach (2007-10-09)

Donald Tusk przekazuje nieprawdziwe informacje o polskich stoczniach (2007-10-09)Rodzaj audycji: [Aktualności dnia]
Autor: Andrzej Jaworski - Prezes Stoczni Gdańskiej
Adres: http://www.radiomaryja.pl/audycje.php?id=6047
Problem w polskich stoczniach (2007-01-25)Rodzaj audycji: [Aktualności dnia]
Autor: Paweł Brzezicki - Prezes Agencji Rozwoju Przemysłu
Adres: http://www.radiomaryja.pl/audycje.php?id=4129
O co walczy Stocznia Gdynia? (2006-12-02)Rodzaj audycji: [Aktualności dnia]
Autor: Andrzej Jaworski - Prezes Stoczni Gdańskiej
Adres: http://www.radiomaryja.pl/audycje.php?id=3582
Stocznia Gdańska wytoczyła proces "Gazecie Wyborczej" (2006-10-19)Rodzaj audycji: [Aktualności dnia]
Autor: Andrzej Jaworski - Prezes Stoczni Gdańskiej
Adres: http://www.radiomaryja.pl/audycje.php?id=3170
Stocznia Gdańska została oddzielona od Gdyńskiej (2006-08-22)Rodzaj audycji: [Aktualności dnia]
Autor: Paweł Brzezicki - prezes Agencji Rozwoju Przemysłu
Adres: http://www.radiomaryja.pl/audycje.php?id=2699
Co dalej z kolebką Solidarności? Obecna sytuacja w Stoczniach: Gdańskiej i Gdyńskiej. (2006-06-21)Rodzaj audycji: [Aktualności dnia]
Autor: Andrzej Jaworski - prezes Stoczni Gdańskiej
Adres: http://www.radiomaryja.pl/audycje.php?id=2306

Złożone relacje Wałęsy z SB

Złożone relacje Wałęsy z SB



Złożone relacje Wałęsy z SB
Nasz Dziennik, 2008-06-19
Z dr. Sławomirem Cenckiewiczem, historykiem z Instytutu Pamięci Narodowej, współautorem książki "SB a Lech Wałęsa. Przyczynek do biografii", rozmawia Wojciech Wybranowski

Dlaczego z dr. Piotrem Gontarczykiem postanowili Panowie odsłonić pewne nieznane opinii publicznej fakty z przeszłości Lecha Wałęsy?
- Od wielu lat zajmuję się oporem społecznym i ruchem antykomunistycznym w Trójmieście. Już w 2003 r. dotarłem do doniesień TW ps. "Bolek", które pokrótce omówiłem m.in. w książce "Oczami bezpieki". Później, już po 2005 r., rozpocząłem pracę nad przygotowaniem tomu źródeł SB do dziejów oporu społecznego w Trójmieście lat 70., w którym również znajdą się dokumenty TW ps. "Bolek". Jednak w 2007 r. materiałów dotyczących Wałęsy było na tyle dużo, że postanowiłem przygotować odrębną publikację. Zaprosiłem do tego projektu Piotra Gontarczyka, który jest świetnym specjalistą od spraw związanych z archiwaliami i ewidencją operacyjną byłej SB. Uznaliśmy zatem, że z jednej strony sprawa jest interesująca z punktu widzenia historii, z drugiej natomiast - ze względu na publiczne indagowanie IPN w sprawie Wałęsy, powinna być ona w sposób rzetelny opisana naukowo. Książkę recenzowało trzech profesorów historii i socjolog. Poza tym czytało ją dwóch samodzielnych pracowników naukowych IPN. Prezes IPN Janusz Kurtyka podjął decyzję o wydaniu naszej pracy przez Instytut.

Zdawał Pan sobie sprawę z burzy, jaką wywoła ta publikacja?
- Historyk nie powinien się zastanawiać nad tym, czy będzie lubiany za podejmowanie trudnych problemów badawczych. Zadaniem IPN jest zajmować się sprawami, które należą do najtrudniejszych w dziejach Polski. A taką jest m.in. kwestia złożonych relacji Wałęsy z SB. Jesteśmy gotowi do każdej rzetelnej i merytorycznej dyskusji nad książką. Jeśli napisaliśmy nieprawdę lub źle zinterpretowaliśmy jakieś dokumenty, to należy w sposób precyzyjny i rzeczowy nam to udowodnić. Taka dyskusja jest zawsze przydatna.

Krytycy twierdzą, że Panów publikacja to "kwity na Wałęsę". Co w rzeczywistości zawiera? Jakiego typu dokumenty, analizy, informacje?
- Zasadniczym celem prawie 800-stronicowej książki było ukazanie historii relacji Lecha Wałęsy z SB i związanych z tym konsekwencji w okresie późniejszym. W latach 1970-1976 Lech Wałęsa rejestrowany był w ewidencji operacyjnej gdańskiej SB jako TW ps. "Bolek". Książka składa się z 18 rozdziałów, w których opisano dzieje sprawy TW ps. "Bolek" od roku 1970 aż do 2008. Podstawą źródłową książki są dokumenty przechowywane nie tylko w archiwach IPN, chociaż stanowią one najważniejszy zbiór wykorzystanych dokumentów, bowiem rzecz dotyczy komunistycznych służb specjalnych. Autorzy wykorzystali ponadto archiwalia Archiwum Centrum Dokumentacji Czynu Niepodległościowego w Krakowie, Archiwum Państwowego w Gdańsku, Prokuratury Rejonowej w Gdyni, Biura Obsługi Mieszkańców w Gdańsku Stogach, Zakładu Obsługi Pomorskiego Urzędu Wojewódzkiego - Dział Likwidowanych Jednostek Organizacyjnych w Gdańsku, oraz ze zbiorów prywatnych. Wszystkie dokumenty - zgodnie z kanonem nauki - zostały poddane stosownej analizie i niezbędnej weryfikacji.


Dziękuję za rozmowę

Wednesday, June 18, 2008

"Myśląc Ojczyzna"

"Myśląc Ojczyzna"
red. Stanisław Michalkiewicz (2008-06-18)
Felieton
słuchajzapisz

Ludu, mój ludu (MP3)

Ludu, mój ludu (MP3)
Popularna pieśń na Wielki Post
Ludu, mój ludu! Cóżem ci uczynił? W czymem zasmucił, albo w czym zawinił? Jam cię wyzwolił z mocy faraona, A tyś przyrządził krzyż na Me ramiona.
Ludu, mój ludu! Cóżem ci uczynił? W czymem zasmucił, albo w czym zawinił? Jam cię wprowadził w kraj miodem płynący, Tyś Mi zgotował śmierci znak hańbiący.
Ludu, mój ludu! Cóżem ci uczynił? W czymem zasmucił, albo w czym zawinił? Jam ciebie szczepił, winnico wybrana, A tyś Mnie octem poił, swego Pana.
Ludu, mój ludu! Cóżem ci uczynił? W czymem zasmucił, albo w czym zawinił? Jam dla cię spuszczał na Egipt karanie, A tyś Mnie wydał na ubiczowanie.
Ludu, mój ludu! Cóżem ci uczynił? W czymem zasmucił, albo w czym zawinił? Jam faraona dał w odmęt bałwanów, A tyś Mnie wydał książętom kapłanów.
Ludu, mój ludu! Cóżem ci uczynił? W czymem zasmucił, albo w czym zawinił? Morzem otworzył, byś szedł suchą nogą, A tyś Mi włócznią bok otworzył srogą.
Ludu, mój ludu! Cóżem ci uczynił? W czymem zasmucił, albo w czym zawinił? Jam ci był wodzem w kolumnie obłoku, Tyś Mnie wiódł słuchać Piłata wyroku.
Ludu, mój ludu! Cóżem ci uczynił? W czymem zasmucił, albo w czym zawinił? Jam ciebie karmił manny rozkoszami, Tyś Mi odpłacił policzkowaniami.
Ludu, mój ludu! Cóżem ci uczynił? W czymem zasmucił, albo w czym zawinił? Jam ci ze skały dobył wodę zdrową, A tyś Mnie poił goryczką żółciową.
Ludu, mój ludu! Cóżem ci uczynił? W czymem zasmucił, albo w czym zawinił? Jam dał, że zbici Chanaan królowie, A ty zaś trzciną biłeś Mnie po głowie.
Ludu, mój ludu! Cóżem ci uczynił? W czymem zasmucił, albo w czym zawinił? Jam ci dał berło Judzie powierzone, A tyś Mi wtłoczył cierniową koronę.
Ludu, mój ludu! Cóżem ci uczynił? W czymem zasmucił, albo w czym zawinił? Jam cię wywyższył między narodami, Tyś Mnie na krzyżu podwyższył z łotrami.
posłuchaj pieśni w wykonaniu scholi Dominikańskiego Ośrodka Liturgicznego